Dzięki pracy człowiek bardzo może zbliżać się do Boga – mówił w parafii św. Józefa Robotnika abp koadiutor Adrian Galbas. Hierarcha w IV. Niedzielę Wielkanocną przewodniczył sumie odpustowej w tamtejszej parafii.
Abp Galbas w homilii przypomniał, że IV. Niedziela Wielkanocna to jest Niedziela Dobrego Pasterza! – Nie: „zdolnego pasterza”, albo „inteligentnego pasterza”, albo „przedsiębiorczego pasterza”, tylko pasterza dobrego, czyli takiego, który po prostu jest dobry dla każdej swej owcy, niezależnie od jej kondycji” – mówił.
Zauważył, że dobroć jest trudno opisywalna. Już łatwiej opisać miłość, albo nienawiść, albo nawet złość. – W Słowniku Języka Polskiego przeczytamy, że dobroć, to: „dobra jakość czegoś” (albo kogoś”). I dalej, że „charakteryzuje się życzliwym postępowaniem i niesieniem pomocy”. Czujemy, że to jest prawda, a jednak czujemy też, że w dobroci chodzi o coś więcej – wskazywał. – To jest też jeden z największych komplementów, jaki można komuś powiedzieć, albo o sobie usłyszeć. To dobry człowiek. Jesteś dobry! – dodawał.
Przypomniał, że Chrystus jest dobrym pasterzem, a swoją dobroć wobec każdego ujawnia w ten sposób, że ofiarowuje mu największe dobro, jakim jest życie wieczne.
W dzień odpustu wspomniał również postać św. Józefa. Zauważał, że na wielu obrazach i rzeźbach widzimy jak Jezus szedł za Józefem. Był przez niego niesiony na rękach, a potem prowadzony za rękę. – Józef był dla Jezusa dobrym pasterzem. Ale było i na odwrót: to Józef szedł za Jezusem, od tamtej chwili, gdy usłyszał w nocy tajemnicze wezwanie, że ma wziąć brzemienną Maryję do siebie. Jezus był dobrym pasterzem dla Józefa – wskazywał abp Galbas.
Przypomniał, że na początku maja wspominamy św. Józefa jako rzemieślnika, albo – u nas na Śląsku – robotnika. – Może lepiej, gdyby to święto nazywało się po prostu: św. Józefa pracującego, wtedy łatwiej mogli by się w nim odnaleźć nie tylko rzemieślnicy i robotnicy, ale także lekarze i pisarze, dziennikarze, prawnicy i rolnicy. Słowem: każdy kto pracuje – powiedział.
Mówił, że praca była codziennym wyrazem miłości Józefa do jego rodziny. – Dzięki pracy człowiek bardzo może zbliżać się do Boga i uczestniczyć w Jego zbawczych planach – zaznaczał. – Za mało o tym mówimy. O wartości pracy, o jej znaczeniu dla naszego osobistego uświęcenia i o tym, że nie tylko ma nam ona zapewnić spokojny i dostatni byt, co jest sprawiedliwe i słuszne, ale, że jest szczególnym wyrazem miłości bliźniego – dodawał.
Tłumaczył, że ma znaczenie nie tylko to, czy pracujemy, ale też i to jak pracujemy. – Ma znaczenie uczciwość w podejściu do swoich obowiązków, rzetelność i solidność z jaką je wykonujemy, ma znaczenie odpowiedzialność za wykonaną pracę, chęć, by podnosić swoje zawodowe kwalifikacje, a – gdy jesteśmy pracodawcami – ma znaczenie uczciwe i sprawiedliwe traktowanie tych, którzy pracują dla nas i z naszego polecenia. Pamiętajmy, że zatrzymywanie sprawiedliwej zapłaty robotnikom jest jednym z grzechów wołających o pomstę do nieba! – napominał.
Przekonywał, że z brakoróbstwa, niechlujstwa, lekceważenia swoich obowiązków trzeba się spowiadać jak z zaniedbań przeciw miłości bliźniego. – Jeśli tylko mamy jakąkolwiek możliwość, by innym – którzy jej nie mają - pomóc znaleźć pracę, róbmy to! To też jest wymiar miłości bliźniego i konkretnej dobroci świadczonej drugiemu – wzywał.
Ukazywał, że jest dziś wielu nieszczęśliwych; jest im źle, bo nie mogą spożywać owocu pracy rąk swoich. – Ilu jest ludzi młodych, wykształconych, którzy nie mogą znaleźć pracy, (...) ile jest czterdziestoletnich kobiet, którym niedwuznacznie daje się do zrozumienia, że są już stare i nie ma dla nich pracy; (...) ile jest wódy przelanej z rozpaczy, bo ktoś pracę nagle stracił, albo latami nie może jej znaleźć, ile porozwalanych małżeństw i rodzin – zauważał arcybiskup.
Zachęcał do pomocy w sprawie znalezienia innym pracy. I do dzielenia się bezinteresownie owocami swojej pracy z tymi, którzy tych owoców nie mają. –Miłość wyraża się też w solidarności z każdym człowiekiem – mówił.