Patrycja Szypuła pielgrzymowała do Łagiewnik po raz pierwszy z duszpasterstwem akademickim przy bielskiej katedrze św. Mikołaja.
Patrycja Szypuła:
Do tej pory często odpuszczałam sobie w życiu rzeczy, które były dla mnie za trudne. A w tym roku postanowiłam, że zmienię podejście. I tak się znalazłam na pielgrzymce do Łagiewnik. Kiedy w mojej grupie księża nieśli Najświętszy Sakrament, bardzo się wzruszyłam. Czułam że Pan Bóg w tym trudzie mocno trzyma mnie za rękę.
O pielgrzymce z Hałcnowa do Łagiewnik dowiedziałam się w duszpasterstwie akademickim przy bielskiej katedrze św. Mikołaja. Jeszcze tydzień wcześniej miałam duże wątpliwości. Kolegów, którzy już szli do Łagiewnik, pytałam, jak będzie z jedzeniem, z myciem się. I to, co mówili, zniechęcało mnie. Wyobrażałam sobie: to, co sobie upolujesz, to będziesz miała. Ale miałam w sobie tyle siły, żeby jednak iść. Zaufać, że będzie dobrze. Przecież idę ze znajomymi. A po dwóch dniach byłam pewna: nie trzeba na nic polować. Noclegi, śniadania, kolacje, posiłki po drodze dostajemy tam, gdzie wcześniej trudno było na nie liczyć.
Drugiego dnia tak naprawdę uświadomiłam sobie, że jestem na pielgrzymce. Bo pierwszego dnia poznajesz ludzi, drugiego zaczynasz to pielgrzymowanie rozważać duchowo. Zanurzasz się w śpiewie, modlitwie, ciszy, w trudzie. I może się okazać, że niesiesz inną intencję niż ta, którą wybrałaś sobie przy wyjściu z domu. To są doświadczenia, których nigdy jeszcze nie miałam.