Ratownicy, którzy starają się dotrzeć do siedmiu górników i ratowników górniczych zaginionych po wybuchach metanu w kopalni Pniówek, powoli posuwają się naprzód w wyrobisku, rozbudowując tzw. lutniociąg, dostarczający świeże powietrze.
O postępach akcji ratowniczej opowiedzieli przed południem dziennikarzom przedstawiciele zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której należy kopalnia. Wiceprezes JSW ds. technicznych i operacyjnych Edward Paździorko mówił, że w miejscu wypadku uruchomiono tzw. wentylację odrębną. Taka decyzja była podyktowana stanem atmosfery, w której stężenia niebezpiecznych gazów uniemożliwiały zastępom pracę w wyrobiskach, gdzie są zaginieni. Dlatego po zainstalowaniu i uruchomieniu wentylatora ratownicy zbudowali nitkę lutniociągu, którym tłoczone jest powietrze. - Jesteśmy ok. 250 m od skrzyżowania chodnika nadścianowego ze ścianą. Będziemy sukcesywnie poruszać się i równocześnie kontrolować atmosferę - dodał Paździorko.
- Bezpieczeństwo wykonujących działania w strefie zagrożenia jest priorytetem - zaznaczył prezes JSW Tomasz Cudny. Jak wskazał, ratownicy pracują w świeżym prądzie powietrza, dostarczanego przez lutniociąg. Trudno na razie ocenić, jak długo potrwają prace zastępów ratowniczych.
Prezes przypomniał, że co prawda na początkowym etapie warunki na dole sprzyjały prowadzeniu akcji ratowniczej, ale szybko się pogorszyły - gwałtownie wzrastały stężenia metanu i sztab akcji zdecydował o wycofaniu ludzi z zagrożonej strefy i zbudowaniu wentylacji odrębnej.
Pytany o to, czy kopalniane czujniki przed wypadkiem nie wskazywały podwyższonych stężeń metanu, prezes Cudny odpowiedział, że tak było, co - jak podkreślił - jest czymś normalnym w kopalni metanowej, jaką jest Pniówek. - Wskazywały, ale po to są czujniki, one mają "wybijać" (odcinać prąd), to znaczy, że kopalnia prawidłowo funkcjonuje - powiedział i dodał, że analizę częstotliwości owych "wybić" prowadzi zarówno kopalnia, jak i nadzór górniczy.