Dzisiejszy patron, papież Marcin I, dokładnie wiedział co musi zrobić. Wiedział także, jakie będą tego konsekwencje, ale się nie zawahał.
Dzisiejszy patron, papież Marcin I, dokładnie wiedział co musi zrobić. Wiedział także, jakie będą tego konsekwencje, ale się nie zawahał. A przynajmniej niczego takiego nie odnotowały historyczne źródła. A co odnotowały? Że jako legat papieski na cesarskim dworze w Konstantynopolu dokładnie zapoznał się z panującymi tam porządkami i doktryną monoteletyzmu. Zapoznał i postanowił jej przeciwdziałać, w czym pomógł mu szybki wybór na papieża. Ponieważ wiedział, że jego kandydatura nie spotka się z aprobatą cesarza, nie wysłał poselstwa do Konstantynopola z prośbą o zatwierdzenie swojego wyboru na Stolicę Piotrową. Zamiast tego jako nowy papież zaczął dynamicznie działać, by monoteletyzm został odrzucony jako herezja. Synod na Lateranie, obłożenie klątwą sprzyjających mu patriarchów Konstantynopola i Aleksandrii, w końcu list do cesarza wzywający go do odrzucenia herezji. To wszystko papież Marcin I zdążył zrobić zanim został aresztowany przez wysłanników cesarza i odwieziony do Konstantynopola, gdzie stanął przed sądem pod zarzutem bezprawnego ogłoszenia się papieżem. Umarł na wygnaniu z dala od Rzymu w roku 655, a 25 lat później ogłoszono jego podwójne zwycięstwo. Herezja monoteletyzmu została całkowicie odrzucona, a on sam, św. Marcin I, został uznany za ostatniego w dziejach papieża-męczennika.