Jak trwoga to do Boga? I dobrze.
Jak trwoga to do Boga? I dobrze. Lepiej przecież w obliczu strachu zaufać Bogu niż dać się żywcem pożreć lękowi. I mam na to dowód w postaci św. Kwiryna, a jeszcze bardziej, jego córki, św. Balbiny, dzisiejszej patronki. Otóż Kwiryn za cesarza Hadriana piastował urząd wojskowego trybuna. I stosownie do tej funkcji wierzył w swoją wysoką pozycję na cesarskim dworze oraz samego cesarza, którego nota bene zaliczono po śmierci w poczet bogów. Jednak kiedy pewnego razu poważnie zachorowała córka Kwiryna, gdy ani koneksje, ani pieniądze, ani bóstwo cesarza nie mogło nic na tę chorobę poradzić, wtedy ten poganin udał się do słynnego wśród chrześcijan męża wiary świętego Aleksandra I, ówczesnego papieża. A ten, zamiast powiedzieć z wyrzutem: „Aaaa, jak trwoga to do Boga, co?” po prostu pomodlił się nad chorą dziewczyną. Pomodlił, a Bóg wysłuchał tej modlitwy. Dlaczego właśnie tej? Może dlatego, że wiedział iż uzdrowienie ukochanego dziecka Kwiryna pociągnie za sobą nawrócenie i chrzest? I to nie tylko samego trybuna, ale całej jego rodziny z córką na czele? Ale cuda w życiu św. Kwiryna i Balbiny były nie dwa tylko trzy. Bowiem po uzdrowieniu i nawróceniu oddali oni także swoje życie za Chrystusa. Zginęli jako męczennicy za wiarę około 130 roku.