Zacznę dzisiaj nie od Maryi, tylko od Naamana. Dlaczego od niego?
Zacznę dzisiaj nie od Maryi, tylko od Naamana. Dlaczego od niego? Bo opisana w Drugiej Księdze Królewskiej historia tego dzielnego aramejskiego wojownika, który był dotknięty trądem, może nam lepiej unaocznić pewien istotny aspekt Zwiastowania. Oto największym pragnieniem tego człowieka jest wyzdrowieć. Tak wielkim, że gdy dowiaduje się, że w dalekiej Samarii jest prorok, który może tego dokonać, udaje się do niego bezzwłocznie. A kiedy już staje przed drzwiami Bożego męża, to dostaje przez posłańca – niczym przez anioła - polecenie, by poszedł i siedem razy zanurzył się w Jordanie. Granda. Po tylu kilometrach uciążliwej podróży, po tylu godzinach oczekiwań na spektakularny cud, oto teraz taki niewyobrażalny banał. Kąpiel w lichej rzeczce. Naaman jest więcej niż zawiedziony. Robi jednak to, o co poprosił Elizeusz i zostaje oczyszczony, bo prozaiczne zanurzenie w Jordanie, jest w istocie zanurzeniem w Bogu. No dobrze, a gdzie w tym wszystkim jest podobieństwo do Maryi? Właśnie w owej zgodzie Naamana, by Bóg objawił się tak, jak chce. Niepozornie, a w całej pełni. Tak jak w Nazarecie, w życiu pewnej zwykłej nastoletniej Miriam, zaślubionej Józefowi.