Prawdopodobnie robili niezwykłe wrażenie pracując pośród Indian.
Prawdopodobnie robili niezwykłe wrażenie pracując pośród Indian. Różnili się bowiem od siebie fizycznie niczym ogień od wody. Podczas gdy ojciec Jean de Brebeuf był ogromnej postury i wielkiej siły, co pozwalało mu znosić trudy życia na bezdrożach Kanady, o tyle ojciec Gabriel Lalemant, jego asystent na misjach pośród Huronów, był więcej niż delikatnej postury. Z tego tytułu ów syn paryskiego prawnika, który wstąpił do jezuitów jako dwudziestolatek, przez pierwszą dekadę swojego życia zakonnego delegowany był przez przełożonych do zajęć akademickich. Dopiero osobista interwencja przełożonego jezuickiej prowincji w Nowej Francji, prywatnie wujka ojca Gabriela, otworzyła mu drzwi do misyjnej pracy w Kanadzie. Nasz patron trafił tam więc we wrześniu 1646 roku, by po dwóch latach jego misyjne drogi skrzyżowały się z potężnym w swojej posturze i duchowej charyzmie ojcem Jeanem de Brebeuf. Choć na pierwszy rzut oka tworzyli kompletnie niedopasowany duet, to ich poświęcenie i praca pośród Huronów zyskała im wspólny, wielki szacunek Indian. Tym większy, gdy postanowili nie uciekać na wieść, że wioskę, w której mieszkali otaczają wrodzy Huronom Irokezi. Jej obrona była krwawa i z góry skazana na niepowodzenie, dysproporcja sił przytłaczająca, ale pośród rannych i umierających do końca byli oni, ojciec Jean de Brebeuf i ojciec Gabriel Lalemant. I choć tak różni od siebie, to wspólnie tamtego dnia, 17 marca 1649 roku, sięgnęli chwały nieba.