Ta wojna to wynik działań okrutnego tyrana, który atakuje bezbronnych cywili, bombarduje miasta i szpitale; musimy jak najszybciej zatrzymać tragedię, która dzieje się na Wschodzie - oświadczył premier Mateusz Morawiecki, informując, że wraz z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim oraz premierami: Czech i Słowenii są w Kijowie.
Dnešní cesta do Kyjeva s premiéry @MorawieckiM a @JJansaSDS a vicepremiérem Jaroslawem Kaczyńským za ukrajinským prezidentem @ZelenskyyUa a premiérem @Denys_Shmyhal. pic.twitter.com/AzT03Gi19G
— Petr Fiala (@P_Fiala) 15 marca 2022
Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Kaczyński wraz z premierem Czech Petrem Fialą oraz premierem Słowenii Janezem Janszą przybyli we wtorek do Kijowa, gdzie mają spotkać się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i premierem tego kraju Denysem Szmyhalem.
"Ta wojna to wynik działań okrutnego tyrana, który atakuje bezbronnych cywili, bombarduje miasta i szpitale na Ukrainie! W jej wyniku świat stracił poczucie bezpieczeństwa, a niewinni ludzie giną i tracą dorobek całego życia" - napisał M. Morawiecki na Facebooku.
"Musimy jak najszybciej zatrzymać tragedię, która dzieje się na Wschodzie. To dlatego, razem z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim, premierami Petrem Fialą i Janezem Jansą, jesteśmy w Kijowie" - dodał szef polskiego rządu.
"Premier Mateusz Morawiecki prosto z Kijowa! Polsko-czesko-słoweńska delegacja wspiera wolną Ukrainę!" - napisał z kolei szef KPRM Michał Dworczyk na Twitterze.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
"Podczas gdy Wielka Brytania i Unia Europejska przygotowywały się do ogłoszenia kolejnych sankcji wobec reżimu Putina i jego zwolenników, premierzy Czech, Polski i Słowenii udali się we wtorek pociągiem do Kijowa" - napisał dziennik "The Times", cytując wpis Mateusza Morawieckiego w mediach społecznościowych: "W tak przełomowych dla świata chwilach naszym obowiązkiem jest być tam, gdzie wykuwa się historia. Bo nie chodzi o nas, tylko o przyszłość naszych dzieci, które zasługują, by żyć w świecie wolnym od tyranii".
Dziennik "The Guardian" zauważył, że jest to "próba wsparcia Ukrainy w jej walce o suwerenność", zaś "The Independent" pisze, że "trzej przywódcy państw UE są w niespodziewanej podróży do Kijowa, aby okazać solidarność z Ukrainą".
Z kolei "Daily Express", który również cytuje wspomniany wpis Mateusza Morawieckiego, zauważa, że choć Kijów nie znajduje się pod kontrolą Rosji, w ostatnich dniach wzmógł się rosyjski ostrzał miasta i wobec tego zastanawia się, jakie byłyby konsekwencje, gdyby premierzy zostali zaatakowani. Przypomina, że wszyscy trzej są z krajów będących członkami NATO. "Gdyby jeden z nich zostały zaatakowany, mogłoby to spowodować uruchomienie artykułu 5 oficjalnego traktatu sojuszu wojskowego. Artykuł 5 stanowi, że jeśli kraj mający status członka sojuszu zostanie zaatakowany, inni sojusznicy muszą przyjść mu z pomocą. Innymi słowy, atak na jeden z krajów NATO byłby postrzegany jako atak na wszystkie 30 państw członkowskich, co potencjalnie doprowadziłoby świat do stanu wojny" - wyjaśnia "Daily Express".
Bardziej szczegółowo zajmuje się sprawą stacja BBC. "Dzisiejsza podróż pociągiem do Kijowa premierów Polski, Słowenii i Czech może wydawać się dziwna, sprzeczna z intuicją lub wręcz szaleńcza, ale trzej przywódcy byli zdecydowani przekazać trzy odrębne przesłania z ogarniętego wojną regionu: 1. Solidarność z Ukraińcami. 2. Ostrzeżenie, że Moskwa może mieć na celowniku także inne byłe kraje komunistyczne, takie jak ich. 3. Frustracja z powodu sposobu, w jaki Zachód postępuje z kryzysem" - komentuje redaktor ds. europejskich Katya Adler.
Zwraca ona uwagę, że choć Zachód stara się prezentować jednolity front w obliczu rosyjskiej agresji, podziały w NATO, a szczególnie w UE, stają się coraz wyraźniejsze, bo kraje znajdujące się geograficznie bliżej Rosji nalegają, by zrobić wszystko, by powstrzymać jej prezydenta Władimira Putina, i większość z nich opowiada się za strefą zakazu lotów nad Ukrainą, o co prosi jej prezydent Wołodymyr Zełenski. "Z kolei Niemcy, Włochy i Austria mają na uwadze finanse. Chcą ukarać Rosję, ale podchodzą do tego wolniej - z obawy o wpływ na ich własne gospodarki" - wyjaśnia.