Nigdy nikt nie miał żony, której wierność byłaby bardziej niewzruszona, gorliwość do czynienia wszelkiego dobra nie byłaby bardziej sprawdzona.
"Nigdy nikt nie miał żony, której wierność byłaby bardziej niewzruszona, gorliwość do czynienia wszelkiego dobra nie byłaby bardziej sprawdzona. Przyjmij podziękowanie za to, że łagodziłaś mój gniew, że we wszystkich sprawach dawałaś mi zbawienne rady i prowadziłaś mnie często do sprawiedliwości i łagodności, napominając abym się litował nad ciemiężonymi. Polecam Ciebie i nasze dzieci wszechmogącemu Bogu i wstawiennictwu jego wybrańców. Jemu także polecam moją duszę". Taką laudację na cześć swojej żony, dzisiejszej patronki, wygłosił król Henryk I Ptasznik na łożu śmierci. Ktoś powie tutaj cynicznie, że pewnie nie miał już nic do stracenia, ale to nieprawda. Bo św. Matylda von Ringelheim, zwana także Matyldą Westfalską, całym swoim życiem na tą pochwałę ciężko zapracowała. Wykształcona w klasztorze benedyktynek w Herford, przez ćwierć wieku przykładna żona i monarchini, matka pięciorga królewskich dzieci, w tym następców tronu Niemiec. Św. Matylda Westfalska, to także hojna wspomożycielka kościołów i fundatorka klasztorów, a nawet mniszka, bo w jednym z nich - benedyktynek w Kwedlinburgu – w roku 968 odeszła po swoją nagrodę w niebie.