600 lat i 2000 km. Tyle dzieli ją od współczesnych kobiet, które doświadczają koszmaru wojny na Ukrainie.
600 lat i 2000 km. Tyle dzieli ją od współczesnych kobiet, które doświadczają koszmaru wojny na Ukrainie. A jednak św. Franciszka Rzymianka, bardzo dobrze je rozumie, może nawet być dla nich mocną orędowniczką. W końcu ona także wiodła spokojne życie. Była żoną i matką. Zdarzało jej się nie zgadzać z teściową. A potem przyszła wojna. Okupanci weszli do Wiecznego Miasta i zabrali majątki wszystkim, którzy byli zwolennikami dotychczasowej władzy papieża. Mąż św. Franciszki Rzymianki zostaje zmuszony do ucieczki, jej syn staje się zakładnikiem w rękach nowej władzy, a ona sama trafia na bruk. Do tego szerząca się epidemia zabiera dwoje jej pozostałych dzieci. Gdy karta wojennych zmagań w końcu się odwraca, małżonek naszej patronki wraca do domu, jest jednak śmiertelnie ranny tak na ciele, jak i na duszy. W tym czasie św. Franciszka Rzymianka organizuje pomoc poszkodowanym w czasie wojny, wspiera dotkniętych chorobą w czasie zarazy oraz bierze na swoje barki ciężar scalenia rodziny zmiażdżonej przez koła historii. A gdy w końcu pochowa swojego męża, sama znajdzie spokój we wspólnocie podobnie doświadczonych kobiet, z którymi zakłada stowarzyszenie Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej. Ciężko doświadczona święta, której serce pozostało jednak otwarte na Boga i ludzi. Franciszka Rzymianka.