50-letni ksiądz Ioann Burdin, proboszcz cerkwi Zmartwychwstania Pańskiego we wsi Karabanowo w obwodzie kostromskim na północny wschód od Moskwy, wygłosił 6 marca antywojenne kazanie w czasie niedzielnej liturgii. Powiedział w nim m.in., iż po rozpoczęciu wojny na Ukrainie „nie można przyjść do kościoła i udawać, że nic się nie stało”. Według kapłana jeden z parafian złożył zaraz skargę na niego na policji za tę wypowiedź i jeszcze tego samego dnia sporządzono przeciwko duchownemu protokół na podstawie nowego artykułu Kodeksu Prawa Administracyjnego Federacji Rosyjskiej.
"Meduza”, niezależny portal zakazany obecnie w Rosji, przeprowadził wywiad z ojcem Ioannem o czekającym go procesie i o tym, jak Kościół powinien reagować na wojnę.
Jak zmieniło się życie Księdza po 24 lutego, gdy wojska rosyjskie wdarły się na Ukrainę?
Gdy rano włączyłem telewizor i zobaczyłem, co się stało, była to dla mnie katastrofa. Myślę, że żadnej innej postawy rozsądny człowiek nie może zająć. Poczułem, jakby świat się zawalił i przestały istnieć pewne fundamenty, na których można było stać i się wspierać. Świat stał się inny. Po prostu obudziliśmy się w zupełnie innej rzeczywistości. Jeszcze do końca nie rozumiemy, jaka ona będzie, jakie będzie nasze miejsce w tym nowym świecie, co będziemy robić i jak będziemy dalej żyć.
Jak się Ksiądz poczuł, gdy dowiedział się, że wybuchła wojna?
Gdy się o tym dowiedziałem, natychmiast wyłączyłem Telegram [portal informacyjny – KAI]. Nie czytałem wiadomości ani nie oglądałem telewizji, po prostu musiałem oderwać się od tego wszystkiego. Była to czysto emocjonalna obrona, po pierwsze, aby uniknąć udaru, a po drugie, aby zachować wewnętrzne poczucie równowagi. Już 25 lutego napisałem tekst [o tych wydarzeniach], a następnie wysłałem go o. Gieorgijowi, którego szanuję i jestem jego następcą w cerkwi, w której teraz posługuję. Przeczytał go, skrócił i poprawił, a następnie zamieściliśmy go w Internecie. Myślę, że tekst ten trzeba będzie wkrótce usunąć, ponieważ od niedawna stanowi on naruszenie ustawodawstwa rosyjskiego [w chwili publikacji tego wywiadu tekst usunięto ze strony – Meduza].
Co to był za tekst?
Początkowo nie było to kazanie; napisałem apel na stronie internetowej. Chodziło o to, aby nie zapominać, że za przelaną krew opowiada ten, który to zaaprobował, jak i ten, który to przemilczał. Znalazły się tam również przemówienia zagranicznych patriarchów, aby pokazać, że nie wszystkie Kościoły prawosławne z tym się zgadzają. Ważne jest tu stanowisko metropolity Onufrego, zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego.
Miałem potem czas na przemyślenia i ocenę wydarzeń. Swoje pierwsze nabożeństwo odprawiłem w niedzielę 6 marca. Uważam, że każdy człowiek, który przychodzi do cerkwi, nie może oszukiwać Boga, mówiąc Mu coś, czego sam nie czuje. Przyjście do świątyni i udawanie, że nic się nie stało, jest dla mnie niemożliwe.
Widzę, co się stało i co się dzieje, ludzie też wszystko widzą, nie są ślepi. Zacząłem od tego, że nie chcę oszukiwać ludzi, udając, że wszystko jest normalnie. Nie zmuszałem ich do dzielenia się swoimi uczuciami, po prostu powiedziałem w kazaniu, co sam czuję i jak widzę tę sytuację. Na zakończenie powiedziałem, że nie wolno dopuszczać do swego serca nienawiści ani do Rosjan, ani do Ukraińców, ani Amerykanów czy braci wokół nas, którzy nie uważają tak jak wy. Jeśli człowieka nie wzrusza czyjś ból i łzy, to nie jest chrześcijaninem, i nie ma znaczenia, czy jest to osoba cierpiąca czy umierająca, wróg czy przyjaciel. Teraz giną tam zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Wszyscy oni są ludźmi.
Dlaczego policja zainteresowała się kazaniem?
Podczas kazania ktoś się z tym nie zgodził i widocznie zadzwonił na policję. Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia, nie odczuwam żadnych negatywnych uczuć wobec tego, kto to zrobił. W czasach stalinowskich, gdy ktoś dzwonił z donosem, robił to albo ze strachu przed wykryciem i wsadzeniem do więzienia, albo myślał, że coś na tym skorzysta. Tutaj człowiek uczynił to po prostu ze względu na swoje przekonania, z czystości i prostoty serca. Uważał, że tak należy postąpić. Nie odczuwam z tego powodu żadnych emocji, niech Bóg osądzi, czy ten człowiek ma rację, czy nie.
Mniej więcej dwie lub trzy godziny później, kiedy wróciłem już do domu, powiedziano mi, że [do cerkwi] przyjechała policja. Potem zadzwonili do mnie i pojechałem na posterunek. Rozmawialiśmy około dwóch godzin, spisano moje wyjaśnienia. Starałem się przekazać im to, co teraz mówię Wam, ponieważ dla mnie jest to najważniejsze. Życie jest bardzo krótkie, ale pozostaje wieczność, w której nie będą miały znaczenia granice, narodowości, kim byłeś w życiu – policjantem czy księdzem. Ważne będzie to, czy byłeś człowiekiem czy nie, co dobrego zrobiłeś lub czego nie zrobiłeś. Rozmawialiśmy o tym nieoficjalnie. Oficjalnie powoływałem się na artykuł 51. Konstytucji [„Nikt nie ma obowiązku świadczyć przeciwko sobie samemu, swojemu małżonkowi i bliskim krewnym" – KAI].
Jak traktowała Księdza policja?
Jak to powiedzieć... Nie wiem, jak to powinno być. Pracują tam ludzie, mają określone funkcje i zasady. I znowu nic nowego pod słońcem. Otwieramy Ewangelię, w której do Piłata przyprowadzają Chrystusa, który nie daje mu żadnych odpowiedzi. Piłat zapytał Chrystusa: „Dlaczego nie mówisz do mnie i nie odpowiadasz mi, czy wiesz, że mam władzę, aby Cię wypuścić, i mam władzę, aby Cię skazać?”. Na co Chrystus mu odpowiedział: „Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci jej nie dano z góry, a więc większa wina spoczywa na tych, którzy ci tę władzę dali”.
Dokładnie tak samo jest tutaj, to są zwykli ludzie. Mają taką pracę i ją wykonują. Może być ona różna. W Auschwitz też była praca, to sprawa osobistego wyboru człowieka. Ale w tym przypadku nie było i nie ma niczego podobnego [do Auschwitz]. Są po prostu ludzie tacy, jak my, i wychodząc z tych założeń trzeba z nimi rozmawiać. Nie dopuszczali się jednak w tym momencie wobec mnie niczego złego, grubiańskiego czy okrutnego.
Dlaczego odroczono waszą rozprawę sądową?
Wydali mi papier, jak się okazało, było to wezwanie sądowe. Zastosowano wobec mnie nowy artykuł 20.3.3 Kodeksu Prawa Administracyjnego [„działania publiczne mające na celu zdyskredytowanie użycia Sił Zbrojnych FR do obrony interesów Federacji Rosyjskiej i jej obywateli wspierania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa” – Meduza].
Pojechałem do sądu. Wszystko było bardzo zabawne, bo przez jakieś 20 minut stukaliśmy w zamknięte drzwi, policjant dzwonił do pani sędziny, próbując dowiedzieć się, gdzie ona jest. Po pewnym czasie w końcu nam otworzono. Poprosiłem sąd o rozpatrzenie sprawy w moim miejscu zamieszkania, ponieważ nie mieszkam w rejonie krasnosielskim i jeżdżenie za każdym razem do sądu 40-50 km nie jest dla mnie zbyt interesujące. W związku z tym posiedzenie odroczono. Nie wiadomo jeszcze, kiedy odbędzie się kolejna rozprawa.
Czy Ksiądz znalazł już sobie obrońcę?
Na razie jeszcze nie, ale w najbliższym czasie trzeba będzie go poszukać i ustalić szczegóły.
Jak Ksiądz uważa, że powinien zareagować na zachodzące wydarzenia?
Myślę, że jestem tylko księdzem. Nie w tym sensie, że nie mam prawa do swoich poglądów politycznych – każdy ma do nich prawo. Ale to, co mówi i robi kapłan, nie powinno opierać się na chwilowych podstawach. Jakkolwiek strasznie wyglądałoby to z zewnątrz, to jednak nie tylko państwa, ale całe narody przychodzą i odchodzą, nie mówiąc już o władcach, których czas panowania w wymiarach historycznych jest krótki. Należy pamiętać, że zawsze pozostaje podstawa, na której opiera się ludzkość, podstawa cywilizacji ludzkiej, to na czym opiera się Ewangelia, czyli niemożność przelewania ludzkiej krwi w żadnej sytuacji i w żadnym przypadku.
W Starym Testamencie występuje Kain i wiemy, że przelana przez niego krew spadła na wszystkich jego potomków bez wyjątku. Jest Nowy Testament i Chrystus, którego Żydzi wydali na ukrzyżowanie. Krew niewinnego sprawiedliwego rzuca klątwę na cały naród, choć pozostaje on wybranym, umiłowanym ludem Bożym. Mimo to klątwa ciąży na nim od dwóch tysiącleci. Takie właśnie jest stanowisko Kościoła. Dlatego każde przelanie krwi jest niedopuszczalne.
Był taki wielki rosyjski filozof, Siemion Ludwigowicz Frank, który napisał książkę zatytułowaną „Światło w ciemności”. Poruszył w niej kwestię, co ma robić człowiek, jeśli znajdzie się w sytuacji, w której będzie musiał złamać przykazanie „Nie zabijaj”. Opierając się na tradycji Kościoła, Frank twierdzi, że czasami zdarzają się sytuacje, w których mamy wybór nie między dobrem a złem, ale między większym a mniejszym złem: bronić bliźniego, ale złamać przykazanie „nie zabijaj”, albo przejść obok i wówczas złamać przykazanie miłości bliźniego. W każdym przypadku, jak uważa autor i jak potwierdza to Tradycja Kościoła, grzech pozostaje grzechem, a przelewanie ludzkiej krwi wymaga pokuty, nawet jeśli wynika ono z jakichś szlachetnych pobudek.
Czasami zdarzają się sytuacje, w których nie można postąpić inaczej, ponieważ byłoby to podłością i naruszeniem przykazania miłości bliźniego. Na przykład, nie zabijając w pewnej sytuacji kogoś, kto stosuje przemoc, czy złodzieja, popełnisz straszny grzech wobec kogoś, komu nie pomogłeś. Ale w każdym takim przypadku nie można mieć złudzeń i sądzić, że jeśli zabiłeś w takiej sytuacji, to jesteś bohaterem, kimś odważnym i masz do tego prawo. Jeśli nie odczuwasz przelewania krwi jako grzechu, przestajesz być człowiekiem.
Co jest dla Księdza najgorsze w obecnej chwili?
Niektórzy ludzie popierają tę "operację specjalną", inni nie. Ludzie wysuwają różne argumenty i każdy uważa, że to właśnie on ma rację, ale w każdym kontakcie międzyludzkim należy szukać nie tego, w czym się różnimy, ale tego, w czym się zgadzamy. Ewangelia jest jedyną podstawą, która ma wymiar ponadczasowy, wykracza poza politykę, nie zależy od doraźnych interesów, od wyjaśniania, kto ma rację, a kto nie. Jeśli ta podstawa przepadnie, to przepadnie też cała reszta.
A najstraszniejsze jest to, o czym nie napisałem, ale co powiedziałem w kazaniu i po czym wezwano mnie na policję. Najgorsza jest nienawiść, ta, która rodzi się nawzajem do siebie w ludziach. Widzę nienawiść i rozumiem, co ją wywołuje. Ale nienawiść nie może być żadną pozytywną zasadą, nie ma w sobie niczego pożytecznego. Nienawiść niszczy duszę człowieka, popycha go do nieludzkich postępków, gdy zaczyna on odnosić się do swojego wroga nie jak do człowieka, ale jak do rzeczy, którą należy szybko zniszczyć, a jeszcze lepiej jak najdłużej męczyć – do tego nie wolno dopuścić.
Żaden człowiek, który wpuścił do swojej duszy i serca nienawiść, nie pozostaje taki sam. Zostanie zniszczony od środka i doświadczy tego samego, co żołnierze, którzy wrócili z Czeczenii lub z Iraku, którzy musieli przechodzić adaptację i rehabilitację. Musieli na nowo nauczyć się żyć w innym świecie – w świecie, w którym nienawiść nie jest czymś normalnym. Teraz dzieje się to samo, i dla mnie jest to katastrofa.
Rozumiem, że [z powodu wojny i jej następstw] straciliśmy 20-30 lat życia i w najbliższych dziesięcioleciach nie może być mowy o jakiejkolwiek przyjaźni, o jakichkolwiek stosunkach, nawet zwykłych, sąsiedzkich [z Ukrainą]. Mówię to nie po to, by wzywać do obywatelskiego nieposłuszeństwa czy działań politycznych. Tu każdy człowiek sam rozstrzyga, co ma zrobić, co powiedzieć i jak wyrazić swój stosunek do tego, co się dzieje. Jako chrześcijanin rozumiem, że całe życie człowieka jest łańcuchem pewnych okoliczności, które stawiają go przed wyborem. Bóg chce, aby człowiek wyraził siebie i swoją istotę. Jeśli w codziennym życiu takie sytuacje nie są tak widoczne i oczywiste, to w tym przypadku jest to dla nas swego rodzaju egzamin. Kiedy człowiek staje po tej czy innej stronie – pokazuje, kim jest.
Jeden bierze karabin maszynowy, inny – torbę z bandażami i idzie opatrywać rannych, jeszcze inny zabiera chleb i wodę, aby zawieźć je ludziom. Każdy pokazuje, jakim jest człowiekiem, a dla Boga ważne jest to, kim jesteś i jaki jesteś.
Są jednak księża, którzy popierają wojnę. Czy zmienił Ksiądz swój stosunek do nich?
Ja nie osądzam ludzi, Bóg jest ich sędzią. Dlaczego mam kogoś osądzać, skoro on sam odpowie przed Bogiem, dlaczego i co robi? Powiedziałem Wam, że człowiek pokazuje, jaki jest, to jest jego istota, nie może być inny. Moim zdaniem ma on prawo, zgodnie z konstytucją, do wypowiadania swoich poglądów i ja to jego prawo uznaję. Inna sprawa, że według mnie słowa kapłana mogą wiele znaczyć, bo to on prowadzi owczarnię i wielu ludzi może mu wierzyć.
Co Ksiądz zamierza robić dalej? Czy myślał Ksiądz o przeprowadzce?
Wiecie, był taki metropolita Antoni z Suroża [emigracyjny - KAI], który w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej był mnichem, ale był też lekarzem we francuskim ruchu oporu, który moim zdaniem w jakichś 70 procentach składał się z emigrantów rosyjskich. Kiedyś zatrzymał go żandarm. I właśnie wtedy zrozumiał, co to znaczy żyć chwilą bieżącą. Przeszłość już się skończyła, przyszłość jeszcze nie nadeszła i nie wiadomo, jaka będzie. Teraz czuję się tak samo. Nie myślę o przyszłości, żyję teraźniejszością.