1700 lat. Codziennie. W czasie każdej Eucharystii. Gdy pojawiała się prośba modlących o dołączenie ich do grona świętych, pojawiały się ich imiona.
1700 lat. Codziennie. W czasie każdej Eucharystii. Gdy pojawiała się prośba modlących o dołączenie ich do grona świętych, pojawiały się ich imiona. Dwóch odważnych kobiet, które w 202 roku w Kartaginie zginęły stratowane przez dzikie zwierzęta na arenie miejscowego amfiteatru. Choć pochodziły z różnych światów – ta bogata, tamta biedna, pierwsza wolna, a druga jej niewolnica – to jednak połączyła je młodość, macierzyństwo, radość życia, przyjaźń, uwięzienie i śmierć. Ale przede wszystkim połączyła je wiara w Zmartwychwstałego Chrystusa, Bożego Syna, który umarł na krzyżu, by zbawić każdego człowieka. "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie." – jak pisał do Galatów św. Paweł. Perpetua oraz Felicyta, wolna i niewolnica, przyjęły tę Dobrą Nowinę całym sercem i zapragnęły podzielić się nią z innymi. Tutaj jednak pojawił się problem. Ojciec Perpetui był bowiem chrześcijaństwu zasadniczo przeciwny, choćby dlatego, że uczniowie Chrystusa byli wiezieni i najczęściej skazywani na śmierć. Kto chciałby takiego losu dla swojej córki? A jednak taką właśnie drogą odważnie, z pieśnią na ustach, poszły św. Perpetua i Felicyta. Razem żyły, razem się modliły, razem też umarły jako chrześcijanki. Bo w więzieniu zdołały jeszcze przyjąć chrzest.