– Bądźmy wielkopostnymi chrześcijanami, a nie wielkopostnymi ciamajdami –powiedział w Środę Popielcową abp koadiutor Adrian Galbas. Przewodniczył on Mszy w Kościele Podwyższenia Krzyża św. i Matki Bożej Uzdrowienia Chorych na Osiedlu Tysiąclecia w Katowicach.
W homilii stwierdził, że wskutek wojny pokutny dzień jakim jest Środa Popielcowa w tym roku jest bardziej przejmujący. – Dotychczas o wojnie słyszeliśmy. Działa się w gdzieś w Syrii, w Libanie, w Etiopii, w Wenezueli, w Iraku. Działa się "gdzieś". Dziś dzieje się kawałek stąd. Już nie tylko o niej słyszymy, ale już ją słyszymy. Boimy się, że może nawet za chwilę zobaczymy ją nie tylko za ekranami naszych smartfonów, ale naszych okien – mówił .
Przywołał pokutny gest posypania głów popiołem i wypowiadane przez kapłana słowa: "prochem jesteś i w proch się obrócisz" oraz: "nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię". – Pierwsze zdanie mówi o czymś co jest niezależne od nas – zaznaczył. – Jesteśmy śmiertelni. Przemijamy. Dziś grudka popiołu na czoło, jutro grudka ziemi na trumnę i to samo zdanie: prochem jesteś i w proch się obrócisz – kontynuował abp Galbas. Dodał, że dopiero drugie wypowiadane dziś zdanie „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" nakierowuje człowieka na Boga i niesie nadzieję. – Bolesna konfrontacja z tym co przemija nie musi nas doprowadzić do rozpaczy, przeciwnie: może być droga do nadziei, może pomóc nam otworzyć się na to, co nie przemija, a raczej na Tego, który nie przemija – wyjaśniał.
Abp Galbas przestrzegał przed pokusą nieszczerej, wręcz szyderczej modlitwy o pokój. – Tak byłoby wówczas, gdybyśmy jednocześnie byli ludźmi niepokoju lub nawet wojny. Usta pacyfistyczne, a serce wojenne! – mówił. – Bo czy mogę spokojnie prosić Pana o pokój w Ukrainie, uczestniczyć w pokojowych protestach (co skądinąd jest jak najbardziej słuszne!), a potem wrócić do domu i zrobić wojnę najbliższym?! Sterroryzować ich swoim gniewem, napaść na nich z furią (…) Zrobić wielką wojnę o małe sprawy? – pytał retorycznie.
Stwierdził, że „każda wielka wojna idzie z tej małej: wojny na słowa, na gesty, na brak słów i na brak gestów”. – Tak samo wielki pokój – ten światowy, domowy, ten nasz, bierze się z tego małego pokoju, wewnętrznego, z pokoju uspokojonego serca, które jest poukładane (…), które jest jednoznaczne, ukierunkowane, a nie rozszarpywane co raz to nowymi impulsami, chimerami, wpływami i nastrojami. Takie to ważne, byśmy modląc się dziś o pokój, nie byli hipokrytami – powiedział.
Zachęcił do wkroczenia na drogę postu, prawdziwej pokuty i pojednania. – Przejmująco brzmi wezwanie św. Pawła: ‘W imię Chrystusa pojednajcie się z Bogiem’, czyli nawróćcie się – mówił. – I przejmująco brzmi wezwanie proroka Joela, byśmy to zrobili naprawdę szczerze i głęboko: rozdzierali nie tylko nasze szaty, nie tylko to, co zewnętrzne, ale rozdarli serca – dodał po chwili.
Wskazał, że jedną z błogosławionych dróg” prowadzących do nawrócenia jest „dość ośmieszony w tych czasach” post. – W piątek nie jemy szynki, tylko pyszne sery i bar sałatkowy. Przecież to nie jest żaden post, tylko zmiana menu (…). Zakpiliśmy z postu, jak zresztą z wielu innych fundamentów naszej wiary, zrobiliśmy z niego jakąś smutną karykaturę i – co najgorsze – przestało nam to przeszkadzać – zaznaczył abp Galbas. Stwierdził, że „post ma sens”. – Ograniczenie, lub nawet chwilowa rezygnacja z czegoś, co jest dobre i co służy naszemu życiu pomaga nam w walce z grzechem, pomaga wejść w głębszą zażyłość z Bogiem – mówił.
Przekonywał, że „post jest wyśmienitym sprzymierzeńcem pokory, a zagorzałym wrogiem pychy”. – Pycha koncentruje nas na sobie, post uczy nas nad sobą panować, uśmierzając nasze zachcianki.
– Zachęcam więc albo do podjęcia realnego postu albo do niepodejmowania go w ogóle. Takie duchowe ciuciubabki są upokarzające – powiedział.
Zaproponował konkretne formy postu. – Może to być post podniebienia, gdy jemy mniej, albo post oczu, gdy jest np. mniej Internetu, albo mniej telewizora, albo post języka, gdy jest mniej rozmów o niczym, a więcej tych o czymś (…) Słowem: trochę się odtruć, odłożyć głupoty i ograniczyć rzeczy dobre, sensowne, ale może niekonieczne. Jeśli się okaże, że nie możemy tego zrobić przez czterdzieści dni, to znak, że być może nasza wola bardzo osłabła, a nasze przywiązania bardzo rozpanoszone.
Zaapelował, żeby był to „rzeczywiście Wielki Post, a nie tylko długi post, jakiś, a nie jako taki, czy byle jaki”. – Bądźmy wielkopostnymi chrześcijanami, a nie wielkopostnymi ciamajdami. A wtedy, gdy w Noc Paschalną usłyszymy hymn o mocy Boga, która: "oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym", to zrozumiemy i odczujemy, że to nie jest jakaś kościelna przyśpiewka, ale że to jest o nas – zakończył.