Pandemia koronawirusa pokazała nam, jak trudno jest myśleć poważnie o tym, co wiąże się ze śmiercią, dlaczego w ogóle musimy umierać i co – jeśli w ogóle coś – czeka nas po tym, z czym musi się zmierzyć każdy z nas: po własnej śmierci.
Śmierć to wielka zagadka ludzkiego życia. Nikt przy zdrowych zmysłach i w dobrym zdrowiu nie chce umierać. A jednak umrzeć musi. Radzimy sobie z tym w różny sposób. Jedni uciekają się do Boga, inni do czarnego humoru. Wielu buduje sobie emocjonalną skorupę. W cieniu śmierci nasze roszczenia do bycia właścicielami swoich ciał i dusz i do kierowania biegiem swojego życia, jak powiedziałby diabeł Krętacz z powieści C.S. Lewisa, „równie śmiesznie brzmią w Niebie, jak i w Piekle”. Człowiek jako jedyne ze wszystkich stworzeń wie, że musi umrzeć. Krowy i koty mogą bać się niebezpieczeństwa, ale nie wiedzą, że umrą. Ponadto poza wiedzą o śmierci mamy także nadzieję na rzucenie wyzwania śmiertelności.
Perspektywa utraty życia jest nieprzyjemna, ale także poruszająca. Potrafi wyostrzyć nasz zmysł piękna i sprawić, że mocniej angażujemy się w to, co kochamy. Śmierci boimy się nie bez powodu: obawiamy się czekającego nas cierpienia, utraty bliskich i przyjaciół, ostatecznego potwierdzenia własnej znikomości i prawdopodobieństwa, że po śmierci nie ma w ogóle nic. A jednak dla wierzących w Jezusa Chrystusa śmierć stała się bramą do życia wiecznego z Bogiem. Zmartwychwstanie wyjaśnia nie tylko sens życia, ale i śmierci. Bóg stał się człowiekiem, a gdy stanął twarzą w twarz ze śmiercią, zapłakał. Jezus jeszcze mocniej konfrontuje się ze śmiercią, gdy zbliża się czas Jego ukrzyżowania. Podczas modlitwy w ogrodzie Getsemani Jego smutkowi towarzyszy lęk. „Smutna jest dusza moja aż do śmierci”, mówi swoim uczniom (Mt 26,38). Śmierć Jezusa jest chwilą, gdy samo Życie pogrąża się w śmierci. A potem wychodzi z niej zwycięskie.
Ci, którzy zostali włączeni przez chrzest w Jezusa Chrystusa i są częścią Jego ciała, mają udział w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Jezus „zniweczył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (2 Tm 1,10). Chrystus jest teraz Panem żywych i umarłych (Rz 14,9), który ma klucze śmierci i Otchłani (Ap 1,18). Brat Philippe, infirmarz w klasztorze w Cîteaux, powiedział kiedyś dziennikarzowi Nicolasowi Diatowi, że myśl o śmierci nie jest wcale czymś niezdrowym. Pozwala nam raczej zrozumieć sens życia: „Prawdziwe życie nie jest tu, na ziemi. Każdego dnia trzeba się szykować na umieranie”. Taka postawa pozwala wielu mnichom przyjąć śmierć w pokoju. Jednakże nie wyczekują samej śmieci, ale tego, co nastąpi po niej. Wymaga to dojrzałej wiary i nadziei, karmionej przez wiele lat modlitwą i praktyką życia. Pozwalają one duszy nawet u kresu życia z ufnością spocząć w miłości Boga. Ksiądz Richard J. Neuhaus krótko przed śmiercią napisał: „Cała nasza modlitwa to »Bądź woja Twoja« – nie jako wyraz rezygnacji, ale pragnienia, którego nie sposób wyrazić słowami”. •