Jej historię łatwo dzisiaj wykpić. Powiedzieć: inne czasy, inna wrażliwość. W końcu kto na poważnie może dzisiaj potraktować to, co stało się udziałem rodzonej siostry św. Bernarda, założyciela cystersów?
Jej historię łatwo dzisiaj wykpić. Powiedzieć: inne czasy, inna wrażliwość. W końcu kto na poważnie może dzisiaj potraktować to, co stało się udziałem rodzonej siostry św. Bernarda, założyciela cystersów? Humbelina, arystokratka, żona i matka, przyjeżdża pewnego dnia ze swoim orszakiem odwiedzić brata żyjącego wraz ze wspólnotą mnichów w Clairvaux. Tutaj spotyka ją jednak srogi zawód – Bernard odmawia bowiem spotkania, traktując ową wizytę jako spektakl jednej aktorki. Kiedy ta jednak domaga się widzenia, otrzymuje je wraz z trudnymi słowami, że cały ten przepych i frywolność zupełnie nie licują z wartościami, które oboje wynieśli z domu. Po dwóch latach od tych wydarzeń Humbelina otrzymuje od męża zgodę, by zostać mniszką i wstępuje do klasztoru. Jako się rzekło, ta historia jest tak 'niedzisiejsza', że można ja śmiało odrzucić uznając za relikt średniowiecznej pobożności. Można, ale wtedy przepadnie nam to, o czym bł. Humbelina z Clairvaux zaświadcza w najbardziej radykalnej formie. Że nie możemy się zwalniać z upominania bliźnich, gdy ich życie zmierza do duchowej katastrofy. Cała trudność polega tylko na tym, by uczynić to z miłością, jak św. Bernard, który nie tylko towarzyszył potem siostrze w nawróceniu, ale także był z nią w chwili śmierci. Umarła bowiem na jego rękach około roku 1135.