Skąd się wziął podział na świeckich i duchowieństwo? Jak dbać o własną formację, będąc osobą świecką? Które spośród zadań stojących obecnie przed świeckimi są najważniejsze?
W auli św. Tomasza z Akwinu przy dominikańskim klasztorze w Krakowie odbyła się pierwsza debata z cyklu "AreOPag", zorganizowanego przez świeckich dominikanów w związku z jubileuszem 800-lecia przybycia pierwszych braci kaznodziejów do Polski.
Do dyskusji zaproszono o. Ireneusza Wysokińskiego OP, doktora historii KUL, wieloletniego asystenta fraterni św. Alberta Wielkiego, Elżbietę Wiater - dziennikarkę i teolożkę, blogerkę, Mariusza Gumułkę - mistrza formacji fraterni św. Alberta Wielkiego oraz Konstantego Pilawę - członka zarządu Klubu Jagiellońskiego, redaktora naczelnego czasopisma idei "Pressje".
Paneliści zostali poproszeni najpierw o podanie definicji człowieka świeckiego. K. Pilawa wymienił trzy rodzaje osób świeckich. Świecki w sobie to człowiek, który nie ma potrzeby definiowania swojego miejsca w Kościele. Świecki dla siebie to ten, który poszukuje, jest świadomy swojego powołania, tworzy wspólnotę z innymi. - Gdyby się na tym etapie zatrzymać, istniałyby wyłącznie kółka wzajemnej adoracji. Poznałem trochę takich duszpasterstw - komentował redaktor naczelny "Pressji". Trzecia kategoria to świecki dla innych, dający ofiarę z siebie np. w małżeństwie, w rodzinie, we wspólnotach. Jest to droga, którą zgodnie ze swoim powołaniem powinien podążać każdy świecki.
Elżbieta Wiater porównała Kościół do drzewa, w którym świeccy stanowią pień. - Jeśli jesteśmy dobrze osadzeni w chrzcie, jesteśmy zakorzenieni, dobrze pełnimy powołanie, jesteśmy jak pień drzewa, z którego wyrastają inne powołania. Wszystko zależy od tego, jak funkcjonuje pień. Gdy obetniemy gałęzie, odrodzą się na nowo. Gdy wytniemy pień, drzewo umiera - argumentowała. Jak podkreślała, w Kościołach, gdzie świeccy przestają żyć Ewangelią, życie obumiera. - Tam, gdzie świeccy przechowali wiarę, Kościół nadal żył, nawet jeśli wydawał się martwy - mówiła, podając przykład sióstr z trzeciego zakonu dominikańskiego w Rosji.
Mariusz Gumułka zwrócił uwagę, że wszyscy jesteśmy w Kościele, bo zostaliśmy wybrani i powołani przez Boga. - Pierwsza rzecz: wszyscy jesteśmy w Kościele świeckimi. Inne funkcje są dodatkowymi charyzmatami. Nie definiujemy się w opozycji, ale pozytywnie - przez Boże powołanie. Wszyscy należymy do ludu Bożego - mówił.
Ojciec Wysokiński omówił relacje duchownych i świeckich kształtujące się na przestrzeni dziejów. Jak podkreślał, w czasach apostolskich nie było przeciwstawienia świeccy-duchowni. Trwali oni we wspólnocie. Świeccy byli współpracownikami apostołów, brali czynny udział w wyborze prezbiterów. Wzrost znaczenia duchownych nastąpił po edykcie mediolańskim, ale do połowy XI wieku papież był wybierany z udziałem świeckich. W kolejnych stuleciach aktywność świeckich malała, byli tylko biernymi obserwatorami liturgii. - Reforma gregoriańska doprowadziła do podziału na dwa rodzaje chrześcijan: kapłani i zakonnicy oraz świeccy - mówił dominikanin, zwracając uwagę, że skutkiem ubocznym tych reform była rosnąca opozycja między duchownymi a laikatem.
W ocenie o. Wysokińskiego niedocenienie roli świeckich to ważny powód wybuchu rewolucji religijnych. O świeckich należało się troszczyć, ale nie było mowy o ich podmiotowości w Kościele. Ten rozziew pogłębił Sobór Trydencki, który utrwalił obraz duchownego wolnego od słabości, niemal świętego. - Nie można krytykować kapłana, bo krytykuje się Kościół. Ta mentalność kończy się na naszych oczach - komentował zakonnik.
Dodał, że przebudzenie papieży i biskupów zaczęło się od Leona X, który jako pierwszy docenił rolę świeckich. Kolejni papieże pogłębiali tę świadomość, którą umocnił Sobór Watykański II, definiując miejsce laikatu w Kościele, który jest ludem Bożym. - Obraz Kościoła jako instytucji kształtował się ponad tysiąc lat. Nawyki u księży i świeckich są mocno utrwalone, trzeba wiele czasu i cierpliwości, żeby je zmienić. Ile osób odchodzi od Kościoła dlatego, że widzą w nim instytucję zarządzaną przez duchownych? - zastanawiał się prelegent.
Dyskutanci zastanawiali się ponadto nad formacją świeckich. Według nich nie jest ona czymś zamkniętym i powinna zawierać trzy elementy: spotkanie, poznanie, głoszenie. - Pierwszorzędne jest spotkanie. U początku bycia chrześcijaninem jest spotkanie z wydarzeniem i Osobą, która zmienia bieg naszego życia - mówił Mariusz Gumułka, przypominając nauczanie Benedykta XVI. Jak podkreślał, w formacji wszystko nakierowane jest na apostolstwo, a bogactwo duchowe Kościoła pozwala na wybór spośród różnych charyzmatów, według "smaku indywidualnych potrzeb i wrażliwości".
Według K. Pilawy ta wizja jest piękna, ale dotyczy osób świadomych i już uformowanych. - Dziś trzeba pamiętać przede wszystkim o tych, którzy stoją w przedpokoju. Przyczyną sekularyzacji w Polsce jest to, że ludzie nie mają podstawowego poziomu wiary, są braki w katechezie i brak ewangelizacji - argumentował. Jego zdaniem w przestrzeni Kościoła brakuje "katolickich błaznów", czyli osób, które potrafią współczesnym językiem popkultury zachęcać "ludzi z przedpokoju" do wejścia w głąb. - Przy całej świadomości zagrożeń płynących z łączenia popkultury z działalnością chrześcijańską, jest duży deficyt takich osób - ocenił.
Elżbieta Wiater podkreślała, że brakuje ewangelizacji, bo powinni ją spełniać rodzice, ale tego dziś już nie robią. - Nie dajemy młodym na drogę żadnego ewangelicznego doświadczenia. Katechizacja w szkole była kierowana do dzieci z założenia pochodzących z rodzin wierzących. Zakładaliśmy, że są zewangelizowane, a tymczasem nie znają tropów kulturowych chrześcijaństwa - stwierdziła.
M. Gumułka przestrzegał, by nie myśleć w kategoriach sukcesów w głoszeniu. - Może nie zobaczymy wzrostu Kościoła, bo kto inny sieje, kto inny zbiera - mówił. Jak podkreślał, nie chodzi tylko o to, żeby zatrzymać młodych w Kościele czy wypełnić świątynie ludźmi. Jego zdaniem, trzeba ewangelizować i troszczyć się zwłaszcza o tych, którzy są "porzuceni". - Skupmy się na tym, by nie tracić tych, którzy nie mają co z sobą zrobić. Czy się uda? Tego nie wiemy. Mamy wykonać zadanie, ale sukces zobaczymy tu albo po drugiej stronie - przekonywał.
Wśród najważniejszych zadań świeckich paneliści wymienili m.in. zagospodarowanie tych, którzy są w Kościele, by odnaleźli się w nim jak w domu, ale także zaangażowanie misyjne, budowanie relacji we wspólnotach, przekaz wiary w rodzinach i odnowę parafii.
K. Pilawa zwrócił uwagę na rolę uniwersytetów, które w Polsce są światem zlaicyzowanym i brakuje w nich obecności wykształconych chrześcijan. Według niego brakuje zaangażowania katolików w polityce i polityczności. - Polski katolicyzm był zawsze jak powietrze, wszyscy nim oddychali. Dziś już to nie jest oczywistość. Katolicka polityczność musi być wymyślona przez świeckich. Katolicyzm nie jest już klejem łączącym społeczeństwo, nie jest już językiem, który wszyscy rozumieją - mówił.