Zbawienie zawdzięczamy wierze w Ewangelię. Toteż całe dzieje chrześcijaństwa charakteryzują się wysiłkiem przepowiadania i chronienia jej pełnej, nienaruszonej postaci w zasobach żywej pamięci Kościoła.
Dzięki temu, jak pisał św. Ireneusz, „nie trzeba u innych szukać prawdy, którą łatwo jest przyjąć od Kościoła, gdyż apostołowie zgromadzili w Kościele, jak w zasobnej spiżarni, w największej obfitości to wszystko, co ma związek z prawdą, aby każdy, kto tego pragnie, mógł zeń zaczerpnąć wody życia”. Jest to „drogocenny depozyt złożony w pięknym naczyniu, który nieustannie odmładza to naczynie, które ją zawiera”. Szacunek i pokora względem prawdy, która zbawia, to bezwzględne wymaganie stawiane przed tymi, którzy jej strzegą bądź głoszą. W innym wypadku, jak mówi św. Paweł, „na próżno byście uwierzyli”.
Obraz Ewangelii jako „odmładzającego napoju” przypomina nam wciąż o absolutnym priorytecie przepowiadania Dobrej Nowiny innym ludziom. Nie ma ważniejszego zadania niż to wśród powinności, do jakich zobowiązał swych uczniów Zmartwychwstały. Czynność ta odmładza nie tylko tych, którzy przyjmują głoszone słowo, ale i tych, którzy je przepowiadają. Doświadczają tego na różny sposób dzisiejsi głosiciele Ewangelii: i duchowni, i świeccy. Głosząc innym śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, apostoł zakłada w ludziach egzystencjalny fundament wiary. W tym apostoł powinien głęboko upokorzyć się przed majestatem prawdy zawartej w słowie życia, bowiem przekazuje innym to, co do niego nie należy, a co niesie w sobie ogromną skuteczność. Ma moc wyrwania człowieka z duchowej śmierci i wygenerowania w nim życia nieśmiertelnego, duchowej zażyłości z Bogiem. Pewien zakonnik kiedyś mi poradził: zanim zaczniesz głosić innym słowo Boże, upokórz się radykalnie przed Bogiem, przypomnij sobie największe twoje grzechy i najbardziej kompromitujące zdarzenia, a potem głoś innym Pana Boga, z całego serca. Dzięki temu będziesz wpatrzony nie w siebie, ale w Tego, którego zamierzasz zaprosić do życia twych słuchaczy. Tak zachowuje się prawdziwy przyjaciel Oblubieńca: „Potrzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał”.
Czasem Bóg swych apostołów, aby nigdy nie stracili w sobie gotowości stracenia twarzy dla ukrzyżowanego Pana, którego proklamują, przepuści przez coś w rodzaju „próby pokory”. Nagle zetkną się z utratą znaczenia, odepchnięciem, wykluczeniem, szyderstwem i poniżającą kpiną. Jezus mówił: „Tam, gdzie Ja jestem, będzie i mój sługa”. Okaże się wówczas, czy apostoł gotów jest umierać dla swego Zbawiciela, czy też szuka własnej korzyści albo uznania wśród ludzi. Taką próbę przechodzą ci, którzy pragną żyć tym, co głoszą. Święty Franciszek uczył swych adeptów umiejętności przyjmowania uniżeń i odrzuceń ze względu na miłość do Chrystusa. Gdy mimo utrapień i doznanych kalumnii – tłumaczył – zachowasz w sobie radość z powodu odrzuceń spadających na ciebie ze względu na twego Pana, wówczas będzie to radość doskonała. Zupełnie inaczej brzmi w takiej sytuacji przekonanie, iż „za łaską Boga jestem tym, czym jestem”. •
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl