Żernica. Obchody 77. rocznicy Tragedii Górnośląskiej.
Najpierw odbyła się modlitwa na cmentarzu, przy pomniku pamięci poległych i internowanych w czasie II wojny światowej z Żernicy i Nieborowic, gdzie złożone zostały kwiaty i zapalone znicze. Następnie w ich intencji Mszy św. w kościele przewodniczył ks. Marek Winiarski MSF, proboszcz żernickiej parafii św. Michała Archanioła.
Przypomniał historię mieszkańców tych ziem deportowanych w 1945 roku do przymusowej pracy na Wschodzie, skąd wielu już nie wróciło.
- Po wojnie, w czasach komuny, niewiele można było mówić o tych tragicznych wydarzeniach. Rodziny jednak pamiętały. Prawie 50 lat trzeba było czekać, by mógł stanąć pomnik przypominający o internowanych. Dokładnie powstał po 49 latach, dzięki inicjatywie tutejszych mieszkańców. Bardzo ważne jest, by pamięć o tych osobach przekazywać kolejnym pokoleniom, by ją ciągle pielęgnować - powiedział proboszcz.
Ks. Marek Winiarski MSF wręcza statuetkę dr. Dariuszowi Węgrzynowi. Mira Fiutak /Foto GośćWręczone zostały również statuetki, którymi uhonorowano osoby szczególnie zasłużone dla upamiętniania Tragedii Górnośląskiej. Pozłacane gwoździe z zabytkowego żernickiego kościoła w tym roku otrzymały trzy osoby. Gertruda Treiber z Żernicy - za świadectwo wiary i umiłowanie małej ojczyzny. W imieniu laureatki, która w listopadzie ub. r. obchodziła setne urodziny, statuetkę odebrała córka.
Uhonorowany został również bp Jan Wieczorek za wielki wkład w przypominanie tamtych tragicznych wydarzeń, które stały się udziałem również jego rodziny. Chociaż w tym roku nieobecny, wielokrotnie uczestniczył w rocznicowych obchodach w Żernicy.
Trzecią statuetkę otrzymał dr Dariusz Węgrzyn z oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. Pod jego redakcją ukazała się trzytomowa publikacja, gdzie zamieszczono 46 200 biogramów osób deportowanych z Górnego Śląska do pracy przymusowej w ZSRR w 1945 roku.
- Starałem się odtworzyć ich życiorysy, bo chciałem, żeby ta tragedia mała wymiar ludzki, chciałem tych ludzi wymienić po imieniu. Żeby to nie była tylko liczba, ale konkretne życiorysy deportowanych - mówił o swojej kilkuletniej pracy nad książką.
Zauważył, że tamte wydarzenia to nie tylko tragedia samych internowanych. - W wielu miejscowościach prawie wszyscy mężczyźni wyjechali, zostały same kobiety i dzieci. W tym trudnym 1945 roku rodziny pozostały bez środków do życia. Jedna trzecia z deportowanych nie wróciła, zmarli w sowieckich łagrach - przypomniał historyk.
Podkreślił, że dla wielu mieszkańców Górnego Śląska wojna zakończyła się dopiero w 1950 roku, kiedy wrócili internowani. Przez lata milczeli o tym, co przeżyli na Wschodzie. Nawet w latach 90. ub. wieku, kiedy zaczęto gromadzić materiały na ten temat, niektórzy nie chcieli jeszcze rozmawiać z pracownikami IPN o tych traumatycznych doświadczeniach.