Choć ta nastolatka urodziła się w Korczynie, to jest rodzinnej miejscowości dzisiejszego patrona, niewiele o nim wiedziała.
Choć ta nastolatka urodziła się w Korczynie, to jest rodzinnej miejscowości dzisiejszego patrona, niewiele o nim wiedziała. W końcu umarł niemal 100 lat przed jej narodzinami. Oczywiście miała świadomość, że w jej parafialnym kościele są relikwie bp Józefa Sebastiana Pelczara i że Kościół oddaje mu cześć, ale co z tego? Czy miała ją zainspirować jego chęć do nauki, gdy był w jej wieku? Wysiłek włożony w to, by spod Krosna wyrwać się na teologiczne studia aż do Rzymu? Wolne żarty, to były przecież inne czasy. Jak bowiem ma sobie dziecko końca XX wieku uzmysłowić fenomen przemyskiego ordynariusza z końca wieku XIX, który pod zaborami tchnął życie w powierzoną sobie diecezję? Jeszcze może wysiłki bp Pelczara na rzecz pomocy społecznie wykluczonym zrobiłyby na niej jakieś wrażenie. Może. Ale ta dziewczyna już o tym nie myśli, bo właśnie wysiada z autobusu i wchodzi na pasy, by zdążyć na lekcje w liceum. Dalej jest pisk opon i rozpaczliwa próba ratowania jej życia. I gdy lekarze w szpitalu rozkładają bezradnie ręce, wtedy rodzice tej umierającej licealistki wracają do parafialnego kościoła i o pomoc proszą bp Józefa Sebastiana Pelczara. I staje się cud. I to podwójny. Raz, że potrącona Justyna powraca do zdrowia; dwa, że to cudowne uzdrowienie staje się podstawą do kanonizacji dzisiejszego patrona w 2003 roku.