Co roku przeprowadza kilkadziesiąt rozmów na granicy życia i śmierci, ale jak mówi: nie wystarczy gadać. Żeby być obrońcą życia trzeba też konkretnego działania. Ks. Tomasz Kancelarczyk zachęcał do niego parafian z Kobylnicy.
Stoi na czele szczecińskiej Fundacji Małych Stópek, która nieustająco walczy o życie kobiet i ich dzieci. To pomoc liczona w milionach pieluch, setkach kilogramów środków czystości, dziesiątkach interwencji, rozmów, a przede wszystkim w dawaniu poczucia bezpieczeństwa tym, które ze strachem patrzą w przyszłość.
- Z ambony wam się przyznam, że mam wiele dzieci. I każdemu z was życzę takiego doświadczenia. Poczucia, że jakieś dziecko nie przyszłoby na świat, gdyby nie wasza pomoc - mówi ks. Kancelarczyk.
Zaczyna się od modlitwy. - Niby wiemy, że jest potrzebna, ale jak jest problem, to najpierw sami staramy się go rozwiązać, później angażujemy innych, a dopiero jak się wali i pali to “Panie Boże, pomóż!”. Sam musiałem się o tym przekonać w praktyce - przyznaje i opowiada pierwszą historię pierwszej nastoletniej mamy. Zmagania trwały kilka dni. Życie maleństwa wciąż było zagrożone. Podczas Eucharystii zrozumiał, że jeśli nie zrobi wszystkiego co w jego mocy aby uratować to dziecko, pomóc tej dziewczynie, będzie w jakiś sposób odpowiedzialny za tę śmierć.
- Bałem się tej dziewczyny. Biła od niej taka agresja i nienawiść. Kiedy chciałem uciekać, usłyszałem słowa z Pisma Świętego: "Są takie złe duchy, które można pokonać tylko modlitwą i postem". Jednym słowem: argumenty argumentami, ale ty masz się najpierw modlić. Obdzwoniłem wtedy wszystkie znane mi zgromadzenia zakonne, znajomych i prosiłem o modlitwę. Kilkanaście dni później na plebanię przychodzi dziewczyna i mówi: „ksiądz, urodzę to dziecko” - wspomina ks. Tomasz i dodaje: - W ubiegłym roku przygotowywałem tego młodzieńca do sakramentu bierzmowania. Doświadczenie niesamowite, bo wiem, jak niewiele brakowało, żeby go nie było na świecie.
Każdemu poleca Duchową Adopcję Dziecka Poczętego. Tak wymodlił życie swojej siostrzenicy. - W sprawach związanych nie tylko z zagrożeniem życia, ale też łaską poczęcia duchowa adopcja jest niezastąpiona - mówi duszpasterz.
Do drugie: formacja. - Jeśli „zarodek”, „płód” czy „embrion” to koniecznie z dodatkiem „ludzki” - podkreśla duszpasterz i wyciąga z kieszeni Jasia.
Rozdawany przez fundację model dziecka w 10 tygodniu ciąży w niektórych środowiskach budzi niezrozumiałe oburzenie i sprzeciw. - Niektórzy boją się Jasia. W ubiegłym tygodniu jedna z nauczycielek, która organizowała Paczuszkę dla Maluszka wręczała go dzieciom biorącym udział w akcji. Została wezwana na dywanik do pani dyrektor, że „coś takiego” pokazuje uczniom. Kilka lat temu napisano w gazecie, że fundacja straszy dzieci. Bo pokazujemy model 10-tygodniowego dziecka! Lepiej nie pokazywać, bo jeszcze ktoś się przekona do życia! - opowiada. Z doświadczenia wynika, że gdy otworzy się serce, to umysł otwiera się na argumenty. Dlatego w działalności Fundacji Małych Stópek stawia też na edukację. Nawet jednak wiedza medyczna, która jasno pokazuje kiedy zaczyna się nowe życie, bywa atakowana.
Idąc tropem encykliki "Evangelium Vitae" fundacja ma także trzeci wymiar: społeczny.
- Tu najważniejsze jest to, co robimy dla kobiet. Oprócz modlitwy, trzeba im udzielić konkretnej pomocy materialnej. Nie wystarczy powiedzieć: „będę się modlić i wszystko się ułoży”. Oczywiście, Pan Bóg działa cuda, ale tym cudem jesteśmy także my, których stawia na jej drodze i nasze działania - tłumaczy ks. Kancelarczyk. Przedświąteczna akcja fundacji Paczuszka dla Maluszka liczona jest na 10 mln zł. Inne zbiórki to dwa razy więcej. Wspierając placówki opiekujące się kobietami i dziećmi przekazali w ciągu roku około miliona pieluch, rozdali 50 pralek, 64 palety chemii gospodarczej, samochód, specjalistyczne wyparzacze.
- Najważniejszego problemu nie rozwiążę, bo nie zastąpię ojca tym dzieciom, ale mogę pomóc chociażby zapewnić im dach nad głową, poczucie bezpieczeństwa, wsparcie. I to dzieje się dzięki wam, którzy wspieracie nasze działania - mówi duszpasterz.
W Kobylnicy apele fundacji znalazły podatny grunt. Do malutkich odbiorców trafiła przed świętami cała góra potrzebnych prezentów.
- Potrzebowaliśmy większego samochodu, żeby zawieźć to, co przygotowano dla Domu samotnej Matki Koszalinie - cieszy się Maria Kuźniar, która koordynowała Paczuszkę dla Maluszka w Kobylnicy. Do udziału w niej zaprosiła nie tylko sąsiadów z kościelnych ławek, ale o pomoc poprosiła samorządowców i szkoły. - Na choince było 250 bombek. Wszystkie zniknęły w jedną niedzielę - przyznaje z zadowoleniem.
Nie ma wątpliwości, że bycie pro-life nie może ograniczać się tylko do deklaracji.
- Powadzimy działalność gospodarczą i mamy uczennice. Przez 30 lat niemal co roku okazywało się, że któraś z nich jest w ciąży i staje wobec ogromnego problemu. Niekiedy potrzebna była pomoc, żeby dziadkowie zaakceptowali dziecko, żeby dziewczyna mogła skończyć szkołę albo zwyczajnie wyposażyć w ubranka, pomóc stanąć na nogi. Teraz myślę, że nie wystarczy deklarować, że jest się obrońcą życia - tłumaczy pani Maria.
Szef Fundacji Małych Stópek przyznaje, że walka toczy się nie tylko o zagrożone śmiercią dziecko, ale także o śmierć duszy wszystkich zaangażowanych w aborcje. Z doświadczenia wie, że podstawowy powód, dla którego kobiety chcą ciążę zakończyć właściwie się nie zmienia. Hasłowo można go ująć krótko: nieodpowiedzialny mężczyzna.
- Ktoś powie, ale nawet go tam nie było! No właśnie. Nie było go przy kobiecie. Najczęściej w takiej sytuacji ona zostaje z ciążą sama, przerażona, bez perspektyw, widząc przed sobą jedynie same negatywy. Jeszcze gorzej, kiedy on jest, ale mówi: „albo ja, albo bachor”. A rodzina mówiąca „zrób z tym porządek”? Znajomi, obiecujący „pomożemy ci rozwiązać ten problem” wskazując jeden kierunek? - tłumaczy.
Jednoznacznie nazywa także obojętność współodpowiedzialnością. - Pytanie, czy i my w tym nie uczestniczymy. Przesada? Wystarczy, że wiedząc o takiej sytuacji nic nie zrobię. „Tak, jestem za życiem, ale to nie moja sprawa”. To współodpowiedzialność - dodaje ks. Kancelarczyk.