To był prawdziwy wybuch apostolskiej pasji i gorliwości przeciwko lekceważeniu i odrzucaniu Chrystusa przez mieszkańców Krety, której biskupem był Tytus, „umiłowane dziecko” św. Pawła.
Kreteńczycy w oczach Pawła okazali się „krnąbrnymi, gadatliwymi i zwodzicielami” (Tt 1,10). Tym bardziej odczuł potrzebę ugruntowania ich w Chrystusie, przypominając, że „ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom”, i że istnieje „obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym”. Tym obmyciem jest chrzest, fundament naszej tożsamości. Jako Polacy przed pół wiekiem odnawialiśmy naszą chrzcielną przynależność do Boga i Kościoła w warunkach ateistycznej czerwonej dyktatury. Byliśmy dumni z tej przynależności, czuliśmy się szczęśliwą wyspą na ogromnym oceanie zsekularyzowanej Europy. Gdy tamci biskupi łączyli parafie i wystawiali na sprzedaż własne seminaria i monastery, nie widząc wyjścia z zalewającej ich fali sekularyzacji, u nas sytuacja wydawała się coraz lepsza.
Aż tu nagle upadek. Europejski potok dechrystianizacji dotarł do naszych progów i krużganków: powołań coraz mniej, wiernych w kościołach także, pieśni już nie tak radosne, dźwięk smartfonów przerywa kazania i zakłóca Przeistoczenie. Być może problem nie tkwi w dzisiejszym „przerzedzeniu” wiernych, co w dawniej przepełnionych kościołach. Refleksja nieco prowokacyjna, ale niepozbawiona podstaw. Był to Kościół wojujący, niezachwiany w doktrynie, wywierający wpływ na politykę, lecz poza podtrzymywaniem dawnych form i tradycji nie podbijał już serc i umysłów sporej części młodego pokolenia. Struktura zewnętrzna utrzymywała się. Świadczą o tym zdjęcia masowych spotkań z Ojcem Świętym. Tymczasem kryzys zza tych obrazków wyzierał z coraz większa okazałością. Pogłębiał się w ludziach indywidualizm. Chciano dopasować Boga i Kościół do własnego stylu życia i wiodących idei. Przekaz wiary przestał być czymś oczywistym. Dopiero teraz zaczynamy lepiej widzieć, jak tworzy się społeczeństwo po Chrystusie i bez Chrystusa. Jakimi kryteriami się kieruje? Skutecznością, wydajnością i postępem. To efekt największej herezji, która odrzuca jedyne w swoim rodzaju spotkanie doczesności z wiecznością, boskości w człowieku z człowieczeństwem w Bogu. Jan Paweł II postawił na ewangelizację i małe wspólnoty, które są dziś wyspami na wielkim morzu zamętu. Potrzeba nowego wybuchu i nowej apostolskiej pasji. I rozlegającego się wołania: „Ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi… On wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie lud wybrany na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków. To mów, do tego zachęcaj i karć z całą powagą”. •