Podejrzewam, że wiem czym się kierowali mieszkańcy Worcester, gdy jeden z nich, skoligacony z królem Ethelredem z Mercji
Podejrzewam, że wiem czym się kierowali mieszkańcy Worcester, gdy jeden z nich, skoligacony z królem Ethelredem z Mercji, został wybrany na biskupa tego angielskiego grodu w roku 693. Chodziło o prestiż, o utrzymanie władzy w swoich rękach, o święty spokój. Koncepcja całkiem dobra, tylko że zupełnie pomijająca imię naszego dzisiejszego patrona – Egwin. Być może przeoczenie to wynikało z faktu, że Egwin był wtedy od wielu lat mnichem benedyktyńskim. Tak czy inaczej wierni Worcester, powinni pamiętać, że jak ktoś dostaje na chrzcie imię "wojownik", to raczej nie jest to przypadek. I nowy biskup, św. Egwin, szybko im o tym przypomniał, gdy rozpoczął walkę o akceptację moralności chrześcijańskiej pośród swoich owieczek, zwłaszcza w odniesieniu do małżeństwa chrześcijańskiego i celibatu duchownych. Do tego doszła równie bezpardonowa obrona sierot i wdów oraz rozstrzyganie spraw sądowych bez względu na znajomości z sąsiadami i rodziną. Tyle wystarczyło by stał się publicznym wrogiem, który ostatecznie po latach walki o dusze swoich wiernych poprosił o zwolnienie z pełnionej posługi. Czy jednak się poddał? Nie. Zmienił tylko taktykę – założył benedyktyńskie opactwo w niedalekim Evesham i jako opat, św. Egwin, uczynił je bijącym sercem nie tylko swojej byłej diecezji, ale całej Anglii.