Żeby mogły się dziać wielkie Boże sprawy dość często trzeba „ludzi w tle”. Stojących w cieniu, ale bez których części przeszkód pokonać by się nie dało.
Z cyklu „Postaci Bożego Narodzenia”
Przeszedł ciężką próbę. Pewnie inaczej wyobrażał sobie swoje życie, kiedy wiązał się z Maryją z Nazaretu. A tu, wpierw nim po zaślubinach zamieszkali razem, wszystko się zmieniło. Najpierw jego ukochana na parę miesięcy powędrowała do swojej krewnej, Elżbiety do odległego Ein Kerem. Potem okazało się, że jest brzemienna. A może powiedziała mu już wcześniej? Tego nie wiemy. W każdym razie przyszłość nie wyglądała różowo. Co robić? Nie, nie zniesławić publicznie oskarżając o grzech. Ale żyć z Nią chyba też nie. Więc najlepiej bez wielkich tłumaczeń zwyczajnie ją oddalić. I kiedy po ciężkiej walce stoczonej z własnymi myślami jest już decyzja, anioł przychodzi we śnie i mówi, żeby się nie bał. Ma przyjąć swoją żonę do siebie, bo Dziecko, które w Niej się rozwija, poczęło się z Ducha Świętego. Ulga i radość? Niekoniecznie. Przecież to trudne wyzwania: być opiekunem dla TAKIEGO Dziecka. A w przeciwieństwie do Maryi, jego nikt o zgodę wcześniej nie pytał...
Przyszło zdać trudny, życiowy egzamin, ale chyba zdał go celująco. Spis ludności, więc trzeba iść do Betlejem? To idziemy, choć żona brzemienna. Pełne gospody w Betlejem? To trzeba znaleźć jakiś kąt do spania na noc. Do tego żona zaczyna rodzić, trzeba to wszystko ogarnąć, najlepiej jak się w tych warunkach da. A w tym wszystkim być może i ta wątpliwość, czy naprawdę dobrze się przyszłym Zbawicielem zaopiekowałem? Może mogłem zrobić więcej, lepiej? Czemu ze mnie taki nieudacznik... Nie, spokojnie Józefie: tak to miało być, tak to Pan Bóg zaplanował. Spisałeś się na medal. I spiszesz się jeszcze niejeden raz. Gdy przyjdzie chodzić do jerozolimskiej świątyni, gdy przyjdzie uciekać do Egiptu, a potem zdecydować, gdzie wrócić: do Betlejem czy do bezpieczniejszego Nazaretu. Z pomocą służących radą aniołów udało się znakomicie...
Gdybym był w podobnej co Józef sytuacji.... A może nieraz jestem? Bóg mnie nie pyta o zdanie. Stawia przede mną trudne wyzwania i oczekuje, że im sprostam. Ot, gdy nieoczekiwanie pojawia się kolejne dziecko w rodzinie, gdy trzeba zadbać o sypiący się dach nad głową, gdy trzeba zarobić na utrzymanie, gdy trzeba ochronić bliskich przed czyhającymi na nich niebezpieczeństwami, gdy trzeba dwoić się i troić w sytuacji choroby wśród najbliższych… I w wielu innych sytuacjach. Ogarniać, ogarniać, ogarniać. Może można było lepiej? Czemu taki ze mnie nieudacznik?
Spokojnie. Nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę. Wiele rzeczy w życiu nie od nas zależy. Ważne, by w tym co jest tu i teraz, nie przestawać kochać. Robić tak, jak wydaje się, że będzie najlepiej. Nie ma wprawdzie aniołów, którzy wskażą kierunek, ale jest Ewangelia. Idąc za jej wskazaniami niekoniecznie osiągniemy sukces w znaczeniu, jaki przypisywać zwykli mu ludzie. Ale to nieważne. Ważne, że ludźmi sukcesu będziemy dla Boga, który przez nas, przez nasze „tak”, będzie mógł realizować swoje plany.