Miał 49 lat. Od wakacji był administratorem parafii św. Antoniego w Siemianowicach Śląskich. Ks. Zbigniew Glenc został pochowany w miejscu, które uważał za najpiękniejsze na świecie: w Kobyli.
Z tej właśnie miejscowości, położonej blisko Raciborza, z dala od głównych dróg, pochodził. Często wspominał o niej w kazaniach.
Był człowiekiem bardzo pobożnym, rozmodlonym i wesołym. – Nieraz, jak czekaliśmy na wyjście na Mszę Świętą, przeglądał się w lustrze, czesał się i mówił: „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie. Oczywiście ja!” – wspomina Adam Larysz, diakon stały z parafii w Mysłowicach-Janowie Miejskim, gdzie ks. Zbyszek był przez sześć lat wikarym.
Najdroższy wikary
Ks. Zbigniew Glenc kochał przyrodę i pracę w ogrodzie. Lubił i umiał gotować, lubił porządnie zjeść i z tego żartować. – Z tego powodu, kiedy nas ktoś odwiedzał na probostwie, zawsze mówił, że jest moim najdroższym wikarym – mówi ks. Andrzej Hnida, proboszcz w Janowie Miejskim.
Ks. Hnida w homilii pogrzebowej zwrócił uwagę, że ks. Zbyszek trwał na czuwaniu i na modlitwie. – O tym może powiedzieć jego brewiarz i jego różaniec, który leżał na jego stoliku. Widziałem, że często go odmawiał. Kochał Pana Boga, kochał Kościół, kochał Matkę Bożą, kochał świętą Annę. Z wielką radością odprawiał nabożeństwo do Matki Bożej Fatimskiej. Nawet, kiedy miał urlop, przyjechał, żeby to nabożeństwo poprowadzić – wspominał.
Dodał: – On był gotowy na śmierć. Pamiętam, jak mówił, że może odejść w każdej chwili, że ma już wszystko przygotowane. Jeszcze kiedy spotkaliśmy się ostatnio, mówił, jak pięknie jest w Kobyli na cmentarzu. Taka cisza, taki piękny widok. Nawet powiedział, że chciałby już tam być.
Kobyla jak śląski kołocz
Kobyla jest rzeczywiście piękna. To miejscowość rozłożona na malowniczych wzgórzach ponad Doliną Odry. Spod kościoła widać jednocześnie zarówno Beskidy, jak i Sudety, a czasem także Górę Świętej Anny. Ks. Glenc dobrze czuł się wśród „Kobyloków”, jak nazywał swoich krajan. Spędzał wśród nich swoje urlopy, z ojcem, który zmarł kilka dni przed nim, oraz z bratem. – Powtarzał zawsze słowa biskupa Bednorza, że parafia w Kobyli jest jak śląski kołocz. On zawsze najlepszy jest na krańcu. A ta parafia jest na krańcu diecezji, więc musi być najlepsza – mówił w homilii ks. Hnida.
Ks. Władysław Sikora, salezjanin z parafii w Kobyli, zapamiętał, że ks. Zbigniew zawsze dobrze mówił o swoich biskupach, proboszczach oraz o parafiach, w których służył. I to, że umiał zajmująco opowiadać o historii. – Bardzo dużo się od niego dowiedziałem o historii Śląska, zwłaszcza o powstaniach śląskich. Opowiadając nie nudził, dodawał anegdotki. Wiele z nich przejął od przodków, zwłaszcza od swojej starki, czyli babci – mówi.
– Często też mówił, że chce być tutaj pochowany. Spełniliśmy jego prośbę – dodaje ks. Wiesław Wilkosz, proboszcz w Kobyli, salezjanin.
Mszy św. pogrzebowej przewodniczył biskup Grzegorz Olszowski. Wezwał obecnych do modlitwy o nowe powołania kapłańskie, żeby ks. Zbigniewa miał kto zastąpić.
Ks. Zbigniew Glenc urodził się w r. 1972. Ojciec, Tadeusz, był górnikiem w KWK „Anna” w Pszowie, mama, Felicja z domu Kubek, była ekspedientką. Po maturze w I LO w Raciborzu wstąpił do śląskiego seminarium. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk abp. Damiana Zimonia w 1998 r. w Katowicach.
Był wikariuszem w parafiach: w Chorzowie Starym (1998–2001), Miłosierdzia Bożego w Żorach (2001–2005), Wniebowzięcia NMP w Chorzowie-Batorym (2005–-2008), w Katowicach-Podlesiu (2008–2009), w Czerwionce-Leszczynach-Czuchowie (2009–2013), w Wyrach (2013–2015) i w Mysłowicach-Janowie Miejskim (2015–2021). Od 31 lipca 2021 r. był administratorem parafii św. Antoniego w Siemianowicach Śląskich. Był dekanalnym duszpasterzem rodzin. Zmarł na zawał 10 grudnia 2021 roku w 50. roku życia i 24. roku kapłaństwa.