55-letni, zmarły na covid ks. Kazimierz Sobol, administrator parafii w Katowicach-Ochojcu, spoczął 9 grudnia na cmentarzu w rodzinnej parafii w Jastrzębiu-Zdroju-Szerokiej.
Biskup Marek Szkudło, który przewodniczył Mszy św. pogrzebowej, mówił, że w ks. Kazimierzu "był jakiś ogień miłości". - Takiego go znałem. Był w nim ogień miłości, który go przynaglał do wszelkich inicjatyw, wyjścia naprzeciw tym, którzy znajdowali się w jakichkolwiek potrzebach - i duchowych, i materialnych - opowiadał.
Ksiądz Sobol zmarł w wieku 55 lat. Dopiero od wakacji był administratorem parafii św. Jacka w Katowicach-Ochojcu. - Polecając ks. Kazimierza w codziennych modlitwach, proście też o nowe powołania kapłańskie, żeby ktoś go zastąpił - zaapelował bp Szkudło.
Kapelusz i muszla pielgrzyma
Kazanie na pogrzebie wygłosił ks. Artur Więcek, kolega rocznikowy ks. Kazimierza i jego serdeczny przyjaciel, z którym nieraz w wakacje wyjeżdżał na wspólne wyprawy i pielgrzymki, na przykład do Santiago de Compostela w Hiszpanii czy do Ameryki Łacińskiej, gdzie ks. Artur pracował przez jakiś czas na misjach. - Jak wchodziło się do jego pokoju na Ochojcu, jako pierwsze rzucały się w oczy kapelusz pielgrzyma i muszla św. Jakuba - powiedział.
Ksiądz Więcek zacytował też słowa Pana Boga do Abrahama z Księgi Rodzaju: "Wyjdź ze swojej ziemi". - Ksiądz Kazimierz tak właśnie zrobił. Za głosem Pana Boga wyszedł ze swojej Szerokiej, ze swojego bloku, wyszedł ze swojej kopalni, w której pracował. Trochę później niż jego koledzy z rocznika, ale usłyszał głos Pana Boga i poszedł. Szedł zawsze w takim duchu posłuszeństwa. Nie wybierał parafii, nie narzekał, że mu gdzieś jest źle, że gdzieś indziej może byłoby mu łatwiej, nie prosił o zmianę. Nawet jak dekret przyszedł 1 września, to bardzo szybko się z tym dekretem zgodził, przyjął i poszedł do Mysłowic-Wesołej. Był jak Abraham, który podążył za głosem Pana Boga - mówił.
Pasja i zachwyt
Kaznodzieja zauważył, że ks. Sobol potrafił przemawiać z zachwytem na temat Ewangelii, wiary, pobożności, historii Kościoła czy o parafii, w której aktualnie służył. - Pamiętam jak dziś, kiedy odwiedziłem go pourodzinowo na Załężu, jak pokazywał mi miejsca w kościele związane z górnikami, którzy zginęli w wielkiej katastrofie na kopalni w Załężu. Były u niego wielka pasja i zachwyt. Zachwyt Chrystusem, Dobrym Pasterzem, którego mógł głosić - powiedział.
Ksiądz Sobol zmarł 6 grudnia w szpitalu w Katowicach. Ciężko przechodził COVID-19, miał też choroby współistniejące. Przeżył 23 lata w kapłaństwie.
Urodził się 15 lutego 1966 r. w Rybniku-Boguszowicach w religijnej rodzinie górnika Antoniego i Heleny z d. Szymura. Ochrzczony został 27 lutego 1966 r. w kościele parafialnym pw. św. Michała Archanioła w Krzyżowicach. Miał trzy młodsze siostry. Dwie z nich, a także matka, już zmarły.
W latach 1973-1981 uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 18 w Jastrzębiu-Zdroju-Szerokiej. Potem uczył się na mechanika pojazdów samochodowych w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Pszczynie. Naukę kontynuował w Technikum Samochodowym dla Niepracujących w Pszczynie, które ukończył egzaminem maturalnym w 1987 roku. Po maturze starał się o przyjęcie na historię na Uniwersytecie Śląskim, jednak ze względu na stan zdrowia nie mógł przystąpić do egzaminów wstępnych. Od października 1987 r. pracował w KWK "Borynia" w Jastrzębiu-Zdroju na stanowisku wydawcy magazynowego, a później magazyniera. Przez ponad dwa lata w każdą niedzielę udzielał się w kaplicy Zakładu Karnego w Szerokiej, ćwicząc pieśni, prowadząc Różaniec oraz rozmowy z więźniami.