Zaczęło się kilka lat temu. Wspólne wyprawy w góry, do kina, wieczory przy planszówkach, piłka na boisku. - Poznali mnie już trochę, wiedzieli też, że jestem muzykiem, że muzyką się zajmuję, przyszli więc ze słowami: "Księże, chcemy spróbować pośpiewać. Chorał gregoriański" - uśmiecha się ks. Krzysztof Kurnik.
Piątkowy wieczór, koło godziny 21. Są w komplecie: bracia Adam i Piotr, Antoni i Franciszek, Jakub i Michał, a także Dawid, Marceli, Jakub, drugi Dawid, Wojtek i Mariusz. Każdy bierze do rąk "Śpiewnik kościelny" ks. Jana Siedleckiego i kartki z tekstami. Już za chwilę w kościele, stojącym wśród wieżowców, popłynie łaciński śpiew męskich głosów.
Dyrygentem chłopaków jest ks. Krzysztof Kurnik, pomagający w duszpasterstwie w złotołańskiej parafii. Na co dzień także dyrektor Diecezjalnej Szkoły Muzyki Kościelnej w Bielsku-Białej, wykładowca muzyki kościelnej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i nauczyciel śpiewu kleryków krakowskiego seminarium.
Zaczęło się kilka lat temu. Wspólne wyprawy w góry, do kina, wieczory przy planszówkach, piłka na boisku. - Poznali mnie już trochę, wiedzieli też, że jestem muzykiem, że muzyką się zajmuję, przyszli więc ze słowami: "Księże, chcemy spróbować pośpiewać. Chorał gregoriański" - uśmiecha się ks. Krzysztof. - Dużo w tym zasługi naszego kościelnego Patryka. Marzył od dawna, żeby chorał gregoriański rozbrzmiewał w tej świątyni.
Złotołańska schola lektorów kościele św. Józefa.Ks. Krzysztof podkreśla, że chłopaki to grupa bardzo dobrze uformowana liturgicznie - zarówno we wspólnocie ministrantów i lektorów, jak i w Ruchu Światło-Życie.
- Są bardzo wrażliwi na piękno liturgii. Wszystkich łączy swoiste zamiłowanie i pasja. Niektórzy z nich są oczytani w dokumentach liturgicznych, mają dużą wiedzę na ten temat. A dokumenty Kościoła zauważają, że - bez względu na to, jakie śpiewy w Kościele wykonujemy, wciąż jego pierwszym i uprzywilejowanym śpiewem jest chorał. Konstytucja o liturgii nazywa go „własnym śpiewem liturgii rzymskiej” - mówi ks. Krzysztof.
Zaczęli od najprostszych śpiewów gregoriańskich z cyklu mszalnego "Missa Primitiva" i antyfony "Salve Regina". A że śpiew ma być modlitwą, trzeba rozumieć tekst. Ksiądz przygotowuje więc chłopakom tłumaczenia, które umieszcza na wydruku obok tekstu łacińskiego.
Schola gregoriańska lektorów z ks. Krzysztofem Kurnikiem podczas próby w kościele św. Józefa na Złotych Łanach.- Oni nie są muzykami. Dopiero zaczynają śpiewać. Z punktu widzenia warsztatu muzycznego to są amatorzy, więc mam też świadomość tego, że praca z nimi jest pewnym wyzwaniem, żeby stopniowo, małymi krokami, ten warsztat muzyczny doskonalić - tłumaczy ksiądz. - Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że oni w ogóle chcą śpiewać, próbują, nie zniechęcają się, że czasem coś nie wyjdzie.
Repertuar powoli się rozszerza. Po częściach stałych z "Missa Primitiva" i antyfonie "Salve Regina" przyszła kolej na śpiewaną w okresie wielkanocnym "Regina Coeli". Na tegoroczną liturgię Wielkiego Czwartku i Wigilię Paschalną, chłopaki nauczyli się także części stałych z Mszy De Angelis. Co więcej - każdy z nich zaśpiewał psalm w czasie liturgii. Dla zdecydowanej większości z nich to był debiut w tej roli przy ołtarzu. Później łaciński śpiew części stałych wykonany przez lektorów parafianie ze Złotych Łanów usłyszeli jeszcze nieraz - ostatnio podczas Mszy św. w Dniu Zadusznym, kiedy m.in. zaśpiewali sekwencję "Dies irae".
Schola gregoriańska lektorów z ks. Krzysztofem Kurnikiem podczas próby w kościele św. Józefa na Złotych Łanach.- Pojawiały się obawy księży z parafii, czy w czasie Mszy św. chłopcy będą w stanie pogodzić śpiew ze służeniem przy ołtarzu. Uparcie twierdziłem, że udowodnili, że tak - dodaje ks. Krzysztof.
- Ten śpiew bardzo pomaga nam się skupić i w pełni przeżyć Eucharystię. W tym czasie, kiedy śpiewamy, nie ma żadnych funkcji liturgicznych, więc nic nas nie dekoncentruje - tłumaczą lektorzy.
Scholę tworzą dziś wszyscy lektorzy w parafii. Najmłodsi mają 14 lat - są uczniami ósmej klasy. Są i uczniowie szkół średnich, maturzyści, a najstarsi 22-latkowie już studiują.
To fragment tekstu, który ukazał się w papierowym "Gościu Bielsko-Żywieckim" nr 46.