- Atak reżimu Łukaszenki na granicę nie jest zwykłym kryzysem humanitarnym, tylko próbą testowania wytrzymałości obrony polskiej granicy; widzimy, że Rosja przyjęła aktywną postawę w tym kryzysie i dąży do eskalacji - powiedział szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch.
W czwartek Dyrekcja Generalna Lotnictwa Cywilnego Turcji wydała zakaz sprzedaży biletów dla obywateli Iraku, Syrii i Jemenu, udających się na Białoruś. W efekcie linie Turkish Airlines nie będą przyjmować na pokłady samolotów do Mińska obywateli tych trzech państw, z wyjątkiem posiadaczy paszportów dyplomatycznych. Z kolei białoruskie linie lotnicze Belavia poinformowały w piątek, że obywatele Iraku, Syrii i Jemenu, lecący z Turcji, od 12 listopada nie będą przyjmowani na pokład jej samolotów.
Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie wykluczają nałożenia sankcji na linie lotnicze, które dostarczają migrantów z Bliskiego Wschodu na Białoruś, skąd następnie próbują oni przedostać się przez granice do UE. Komisja Europejska podała w czwartek, że UE będzie dążyć do umieszczenia na "czarnej liście" linii lotniczych, przewożących na Białoruś migrantów, którzy później próbują przekroczyć granicę UE. Rozmowy na temat sankcji będą prowadzone w poniedziałek na poziomie ministrów spraw zagranicznych oraz być może na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Europejskiej w formule wideokonferencji, o którego zwołanie wnioskował szef polskiego rządu.
"Turcja jest naszym ważnym partnerem, ważnym sojusznikiem, dlatego uznaliśmy za stosowne poprosić Turków o przedstawienie jakiejś propozycji, która zapobiegłaby eskalacji. Przez ponad dwa dni trwały dyskusje, w których brałem udział na polecenie prezydenta. Była też rozmowa ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua z jego tureckim odpowiednikiem Mevlutem Cavusoglu. Osobnymi kanałami rozmowy prowadziła Komisja Europejska" - powiedział PAP szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej.
W ocenie Kumocha turecka propozycja wydaje się być "racjonalna". "Jest do niej kilka pytań, np. co, jeżeli pojawią się nowe kierunki migracyjne, poza Syrią, Irakiem, Jemenem. Turecka strona sugeruje, że w takiej sytuacji lista może zostać rozszerzona" - podkreślił minister.
"Powiedzmy sobie jasno, to jest agresja Łukaszenki, a nie Turcji. Ale nie jesteśmy naiwni, wiemy, że przemytnicy znajdą inne drogi, np. przez Moskwę - to już częściowo się odbywa, bo Turcja nie była głównym szlakiem. Wiemy doskonale, że dopóki jest popyt na Bliskim Wschodzie na takie loty, to znajdą się i prywatne kompanie, i różnego typu reżimy, które będą pomagać, i ci ludzie będą przybywać" - zauważył Kumoch.
Podkreślił, że polskim władzom zależy obecnie na tym, by ten popyt obniżyć, by cały Bliski Wschód wiedział, że granica polsko-białoruska nie jest granicą otwartą. "Cały czas prowadzimy działania dyplomatyczne w tej sprawie. I na forach międzynarodowych, i wobec potencjalnych migrantów. To są działania prowadzone przez polską dyplomację wspieraną przez całe państwo. Chronimy życie tych, którzy jeszcze nie dali się oszukać Łukaszence" - zapewnił Kumoch.
"My jesteśmy za powrotami do kraju pochodzenia. Jestem przekonany, że w pewnym momencie Łukaszenka zrozumie, że nie jest w stanie dalej finansować tego kryzysu. Kilkadziesiąt kilometrów od miejsca koczowiska znajduje się lotnisko, które Białoruś mogłaby zacząć używać, organizując loty do domu dla migrantów, do czego zachęcam. Gdyby tylko Białoruś chciała rozwiązać problem... Niestety, reżim Łukaszenki problemu nie chce rozwiązać" - podkreślił szef Biura Polityki Międzynarodowej.
Oświadczył, że polskie władze mają też powody, by twierdzić, że "atak na granicę nie jest zwykłym kryzysem humanitarnym, tylko próbą testowania wytrzymałości obrony polskiej granicy".
"Widzimy, że od kilku dni trwają naciski z udziałem Rosji. Rosja przyjęła postawę konfrontacyjną i aktywną w tym kryzysie. Nie jest już w stanie udawać dalej, że nie jest jego częścią i zdecydowanie dąży do tego, żeby na granicy doszło do eskalacji. Tymczasem Polska nie jest w konflikcie z Białorusią, tym bardziej nie jest w konflikcie z narodem białoruskim. Polska jest ofiarą ataku niedemokratycznego reżimu, który jest również reżimem występującym przeciwko własnemu narodowi" - mówił Kumoch.
Zdaniem ministra, gdyby Polska przepuszczała migrantów przez granicę, to doprowadziłaby do wielokrotnie większej katastrofy humanitarnej, ponieważ spowodowałoby to jeszcze większy napływ migrantów z różnych rejonów świata.
Od wiosny gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. UE i państwa członkowskie podkreślają, że to efekt celowych działań reżimu Alaksandra Łukaszenki, który instrumentalnie wykorzystuje migrantów, w odpowiedzi na sankcje.
Od 2 września, w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. (PAP)
autorka: Aleksandra Rebelińska
reb/ par/