Co po nas pozostaje? To dobre pytanie na Dzień Zaduszny.
Co po nas pozostaje? To dobre pytanie na Dzień Zaduszny. Wielkie dzieła? Rzadko. Jakieś cenne pamiątki, które dziedziczą bliscy? Częściej. Ale najczęściej, gdy odchodzimy z tego świata, pozostawiamy po sobie pamięć potomnych. Te wspomnienia mogą im ciążyć, niczym kula u nogi, ale mogą również być trampoliną, dzięki której wybiją się w stronę nieba. I ten drugi przypadek stał się udziałem tych, którzy opłakiwali 2 listopada roku 1148 śmierć biskupa Malachiasza. Dość powiedzieć, że to z listów oraz mów pogrzebowych św. Bernarda z Clairvaux czerpiemy niemal wszystkie informacje o św. Malachiaszu. A tym co przebija z nich na plan pierwszy jest pośpiech i gorliwość. Ten urodzony bowiem pod koniec XI wieku w Irlandii patron szybko stał się uczniem pewnego głośnego w owym czasie ascety. Szybko został kapłanem. Szybko opatem w Bangor. I szybko biskupem Connor. Skąd ta szybkość? Ano właśnie z gorliwości o Kościół, o wiernych, o to, by Dobra Nowina znana była każdemu. Przy tym to, czego sam wymagał od innych, to także i praktykował. Rzecz była w przypadku św. Malachiasza tak spektakularna, że gdy papież Eugeniusz III poprosił św. Bernarda z Clairvaux o rady dotyczące sprawowania tak ważnego urzędu, usłyszał w odpowiedzi, żeby sięgnął do żywotu św. Malachiasza i stamtąd czerpał inspirację. Oby i o nas, ktoś kiedyś mógł tak powiedzieć.