Niewidomy żebrak Bartymeusz może być obrazem każdego z nas. Miewamy belki w oku. Bywamy ślepi duchowo, zagubieni w swojej pysze, w nieczystości albo w innym grzechu.
Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!»
Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go».
I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa.
A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
1. Niewidomy żebrak Bartymeusz może być obrazem każdego z nas. Miewamy belki w oku. Bywamy ślepi duchowo, zagubieni w swojej pysze, w nieczystości albo w innym grzechu. Im głębsze jednak jest nasze dno, tym większe pragnienie Jezusa, nawet nieuświadomione. Bartymeusz, choć nie widzi Jezusa, wzywa Go i błaga o zmiłowanie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Ileż razy wołaliśmy podobnie. W niewidomym żebraku można zobaczyć także obraz zagubionej ludzkości spragnionej drogi, po której można by pewnie kroczyć ku przyszłości. Szukamy nie tylko sensu czy celu, ale i kogoś, komu można by powierzyć nasze życie. Wydaje się, że świat i Kościół pogrążają się coraz bardziej w ciemności. Dlatego potrzebujemy oblicza, na którym rozbłyska światło.
2. „Wielu nastawało na niego, żeby umilkł”. To wołanie o ratunek kierowane do Jezusa jakoś drażni, niepokoi. Można wzywać na pomoc policję lub pogotowie, to jest racjonalne. Można poprosić psychologa lub psychiatrę. Ale po co Jezus? Oczywiście ludziom potrzebna jest pomoc różnych specjalistów, jednak na duchową ślepotę nie ma innego lekarstwa niż spotkanie z Jezusem. Przeżywamy dziś niedzielę misyjną. Warto w tym kontekście odczytać dzisiejszą Ewangelię. Misjonarz musi usłyszeć wołanie świata zagubionego w mroku. On sam z siebie niewiele może uczynić. Nie ma mocy otwierania oczu, nie jest też „właścicielem” Jezusa, ale może każdemu zagubionemu powiedzieć: „Wstań, bądź dobrej myśli, Jezus cię woła” i przyprowadzić do Chrystusa – Nauczyciela i Lekarza.
3. „Co chcesz, abym ci uczynił?”. Pytanie Jezusa może się wydawać nie na miejscu. Przecież Pan wiedział doskonale, jaki problem ma Bartymeusz. Widać jednak, że ważne jest to, aby wypowiedzieć przed Bogiem swoje pragnienia, by nazwać po imieniu swoją niedolę. To jest trochę tak jak ze spowiedzią. Niektórzy pytają, po co wyznawać swoje grzechy, przecież Bóg je zna. Owszem, zna, a jednak chce, żebym powiedział, co mnie boli, jaki jest mój problem. Takie wyznanie jest także wyrazem wiary w moc uzdrowienia, o które proszę. „Rabbuni, żebym przejrzał” – mówi Bartymeusz. To niby oczywiste, ale czasem wydaje się, że wielu ludzi nie chce odzyskać duchowego wzroku. Wolą trwać w ciemności, żyć w złudzeniach. Kto pozna prawdę, kto ją zobaczy, ten będzie musiał zmienić życie. A na to nie zawsze mamy ochotę.
4. „»Idź, twoja wiara cię uzdrowiła«. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”. Bartymeusz nie tylko odzyskał wzrok. Odnalazł coś cenniejszego. Odnalazł drogę, którą ma iść. Szedł odtąd za Jezusem, nie wrócił do swojego dawnego życia, ale w jakimś sensie rozpoczął je na nowo. Wiara daje nam nowy wzrok, dzięki któremu widzimy drogę, po której mamy iść. Wiara pozwala widzieć Jezusa jako tego, który daje światło moim wyborom, decyzjom, postawom.