W Bytomiu w sobotę po południu odbył się pogrzeb zmarłego w wieku 43 lat jezuity o. Krzysztofa Pietruszkiewicza, katechety i wikarego parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Jego śmierć wszystkich nas zaskoczyła i wszystkich nas napełniła bólem i smutkiem. Kiedy przed kilkoma miesiącami ojciec generał dopuścił ojca Pietruszkiewicza do złożenia uroczystej profesji zakonnej, ojciec Krzysztof wybrał właśnie dzisiejszy dzień. Nikt z nas nie spodziewał się, że ta Msza Święta będzie miała inny charakter. A on swoją uroczystą profesję zakonną złoży bezpośrednio Bogu wszechmogącemu w królestwie niebieskim, wobec całego dworu niebieskiego - mówił o. Jarosław Paszyński SJ, prowincjał Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, który przewodniczył liturgii.
- Jesteśmy wdzięczni Panu Bogu za jego życie i za jego piękną i intensywną posługę kapłańską w różnych miejscach: w Nowym Sączu, w Czechowicach-Dziedzicach i tutaj, w Bytomiu. Nasza liczna obecność jest dowodem tego, jak bardzo posługa ojca Krzysztofa i jego osoba zapisała się w naszych sercach - zaznaczył.
Słowo prowincjała o. Jarosława Paszyńskiego SJ:
Kazanie wygłosił o. Jacek Drabik SJ, przyjaciel o. Krzysztofa od czasu nowicjatu w Starej Wsi, obecnie dyrektor Jezuickiego Ośrodka Formacji i Kultury “Xaverianum” w Opolu,
O. Jacek Drabik SJ. Klaudia Cwołek /Foto GośćPrzybliżył drogę życia i charakterystyczne cechy o. Krzysztofa.
- Pamiętamy go jako człowieka bardzo pogodnego, uśmiechniętego. Po jego śmierci pojawiło się wiele zdjęć i wspomnień. Można powiedzieć, że uśmiech to był jego znak rozpoznawczy i klucz do ludzkich serc. Jego szczerość, szacunek dla każdego, pogoda ducha i otwartość sprawiały, że gdzie się pojawił, niemal od razu ludzie obdarzali go sympatią. Zawsze na nim można było polegać. Angażował się na całego w to, co robił, nawet gdy nie musiał. Nie bał się trwonić czasu dla innych: chorych, niepełnosprawnych, dzieci, młodzieży, dla każdego, kto potrzebował jego obecności i towarzyszenia. Lubił śpiewać, łamiąc stereotyp jezuity, któremu ze śpiewem nie jest po drodze. Rozwijając tę pasję, Krzysiek ukończył szkołę kantorów u dominikanów. Dzielił się tym talentem, ubogacając parafialne liturgie i angażując się aktywnie w rozwój scholi i chórów parafialnych. Żył jezuickim magis (więcej - red.) - podkreślił. - Dawał, nie liczył, pracował, nie szukał spoczynku, czując że w ten sposób pełni jak najlepiej, jak potrafi, na miarę swoich możliwości, wolę Pana Boga. Co nie oznacza, że nie czuł zmęczenia czy nie dopadały go chwile słabości, ale nie narzekał. Był smakoszem dosłownie i w przenośni. Lubił dobrą kuchnię, miał swoje ulubione smaki duchowe. Był mocny w duchu, można by powiedzieć - zaznaczył.
To właśnie podczas posługi we wspólnocie „Mocni w Duchu” u jezuitów w Łodzi o. Krzysztof zasłabł.
- Odczuwając osłabienie, walczył do końca, by pokazać, jak Bogu zależy na każdym z nas. Że jest Bogiem, który przechadza się między nami. Zachęcał, by przytulić się do Boga, który pochyla się nad nami. Bo jak On jest w sercu, to mamy radość i pokój. I że najważniejsze, to skoncentrować się na Jezusie i Jemu zaufać. To swego rodzaju przesłanie czy testament Krzysztofa, ostatnie jego słowa - mówił o. Drabik.
Kazanie o. Jacka Drabika SJ:
Śp. Ojciec Krzysztof Pietruszkiewicz zmarł w szpitalu w Łodzi 8 października.
Ojciec Krzysztof Pietruszkiewicz zmarł 8 października w szpitalu w Łodzi. 16 października po Mszy w kościele jezuitów został pochowany na cmentarzu Mater Dolorosa w Bytomiu. Po złożeniu trumny do grobu wiele osób pozostało jeszcze na cmentarzu w skupieniu. W pogrzebie uczestniczyło kilkudziesięciu jezuitów, rodzina, przyjaciele, uczniowie, wychowankowie z różnych stron. Byli także przedstawiciele wspólnoty „Mocni w Duchu” z Łodzi, którzy zaproszeni wcześniej na śluby o. Krzysztofa, przyjechali na jego pogrzeb i towarzyszyli mu modlitwą i śpiewem.
Podziękowania. Jezuici