Wiara to nie relacja handlowa z Bogiem – powiedział papież Franciszek w rozważaniu poprzedzającym modlitwę „Anioł Pański” na placu św. Piotra w Watykanie. Zaznaczył, że rodzi się ona z przyjęcia spojrzenia miłości Boga, na które odpowiada się na nie darem, bezinteresownością i uczynkami miłosierdzia.
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Dzisiejsza liturgia przedstawia nam spotkanie Jezusa z człowiekiem, który „miał wiele posiadłości” (Mk 10, 22), i który przeszedł do historii jako „bogaty młodzieniec”. Nie znamy jego imienia. Ewangelia św. Marka mówi o nim jako o „pewnym człowieku”, nie podając jego wieku ani imienia, sugerując, że wszyscy możemy dostrzec w nim siebie, jakby w zwierciadle. Jego spotkanie z Jezusem pozwala nam bowiem na przeprowadzenie próby co do wiary. Czytając ten tekst dokonuję testu swej wiary.
Ów człowiek zaczyna od pytania: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne” (w. 17). Zwróćmy uwagę na czasowniki, których używa: muszę uczynić – aby mieć. Oto jego religijność: obowiązek, czynienie po to, aby dostać; „czynię coś, aby dostać to, czego potrzebuję”. Ale jest to relacja handlowa z Bogiem, daję, abyś dał. Natomiast wiara nie jest zimnym, mechanicznym obrzędem, jakimś „muszę-czynię-otrzymuję”. Jest to kwestia wolności i miłości. Wiara jest kwestią wolności, jest kwestią miłości. Oto pierwszy test: czym jest dla mnie wiara? Jeśli jest to przede wszystkim obowiązek lub karta przetargowa, jesteśmy w błędzie, ponieważ zbawienie jest darem, a nie obowiązkiem, jest darmo dane i nie można go kupić. Pierwszą rzeczą, którą należy uczynić, jest wyzwolenie się z wiary komercyjnej i mechanicznej, która sugeruje fałszywy obraz Boga jako buchaltera i kontrolera, a nie ojca. A wiele razy możemy przeżywać taką „komercyjną” relację wiary: czynię to, aby Bóg to mi dał.
Jezus – jest to drugi krok - pomaga człowiekowi, oferując mu prawdziwe oblicze Boga. Istotnie, jak mówi tekst – „spojrzał na niego z miłością” (w. 21). Taki jest Bóg! To właśnie tam rodzi się i odradza wiara: nie z obowiązku, nie z czegoś, co trzeba uczynnić, czy zapłacić, ale ze spojrzenia miłości, którą trzeba przyjąć. W ten sposób życie chrześcijańskie staje się piękne, jeśli nie opiera się na naszych własnych zdolnościach i planach, ale na spojrzeniu Boga. Czy twoja wiara jest znużona i czy chcesz ją ożywić? Szukaj Bożego spojrzenia: idź na adorację, daj sobie przebaczyć w spowiedzi, stań przed Ukrzyżowanym. Krótko mówiąc, pozwól się Jemu miłować. Krótko mówiąc, pozwól się Jemu kochać. To jest początek wiary: pozwolić się miłować Temu, który jest Ojcem.
Po pytaniu i spojrzeniu następuje - trzeci i ostatni krok - zaproszenie ze strony Jezusa, który mówi: „Jednego ci brakuje”. Czego brakuje owemu bogatemu człowiekowi? Daru, bezinteresowności: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim” (w. 21). Być może tego brakuje także i nam. Często czynimy niezbędne minimum, podczas gdy Jezus zaprasza nas do czynienia maksimum tego, co możliwe. Jakże często zadowalamy się obowiązkami - przykazaniami i kilkoma modlitwami - podczas gdy Bóg, dawca życia, żąda od nas rozmachu życiowego! Dzisiaj bardzo dobrze widzimy to przejście od obowiązku do daru, ponieważ Jezus zaczyna od przypomnienia nam przykazań: „Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij,...” (w. 19) – wszystko to, czego nie należy czynić - i dochodzi do propozycji pozytywnej: „Idź, sprzedaj, daj, idź za Mną!” (por. w. 21). Wiara nie może być ograniczona do „nie”, ponieważ życie chrześcijańskie jest „tak”, jest „tak” miłości.
Drodzy bracia i siostry, wiara bez daru i bezinteresowności jest niepełna, jest wiarą słabą, wiarą niemocną. Można to porównać do bogatego i pożywnego dania, któremu brakuje smaku, albo do dobrze rozegranego meczu bez bramki, to nie w porządku, brakuje „soli”. Wiara bez daru, bez darmowości, bez uczynków miłosierdzia, w końcu czyni nas smutnymi: jak człowiek, który, choć sam Jezus patrzył na niego z miłością, odszedł do domu „zasmucony” i „spochmurniał” (w. 22). Dzisiaj możemy zadać sobie pytanie: „W jakim punkcie jest moja wiara? Czy nadal przeżywam ją jako coś mechanicznego, jako relację obowiązku lub interesu z Bogiem? Czy pamiętam, by ją posilić, pozwalając, by Jezus spoglądał na mnie i mnie miłował? Trzeba pozwolić, by Jezus patrzył na nas i nas miłował; pozwolić, by Jezus patrzył nas na, kochał nas. A czy ja, pociągnięty przez Niego, odpowiadam bezinteresownością, całym sercem?
Niech Dziewica Maryja, która powiedziała Bogu całkowite „tak”, „tak” bez żadnego „ale” - niełatwo powiedzieć „tak” bez „ale”; Dziewica to w ten sposób uczyniła, „tak” bez „ale” - niech Ona sprawi, abyśmy mogli rozkoszować się pięknem czynienia z życia daru.