"Jezu ufam Tobie" uczyniła mottem swojego życia.
Kiedy Helenka Kowalska wsiadała w Łodzi do pociągu mającego zawieźć ją do Warszawy, płakała tak bardzo iż wuj, który ją odprowadził na dworzec, powiedział później: "Gdyby ten pociąg stanął, to bym ją chyba zabrał. Ale nie stanął". Miała wtedy 19 lat. Jechała do Warszawy, by tam wstąpić do klasztoru. Tylko że nie dość, iż nie wiedziała, do jakiego zgromadzenia ma pójść i nie miała żadnego wiana, wymaganego wówczas od kandydatek, a w Warszawie nikogo nie znała, to na dodatek sprzeciwiali się tej decyzji jej rodzice, którzy nie taką przyszłość wymarzyli dla swej ukochanej córki. Na pozór cała ta wyprawa zakrawała więc na czyste szaleństwo i stąd te Helenkowe łzy. Jednak pomimo tych łez i poczucia kompletnego zagubienia ta dziewczyna się nie cofnęła. Przecież w te podróż w nieznane wysłał ją sam Pan Jezus. "W chwili, kiedy zaczęłam tańczyć [na zabawie w parku], nagle ujrzałam Jezusa obok. Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, całego okrytego ranami, który mi powiedział te słowa: Dokąd (…) mnie zwodzić będziesz? W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja." Pozostał zresztą do końca życia, bo te słowa pochodzą z "Dzienniczka" św. Faustyny Kowalskiej, która wezwanie "Jezu ufam Tobie" uczyniła mottem swojego życia.