List do Hebrajczyków rozpoczyna się od fundamentalnego wyznania: widzimy Jezusa! Widzimy Go „chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci”.
Decyzja spojrzenia w twarz Chrystusa to decyzja o własnym nawróceniu. Bazę dla pojęcia „osoby” stanowi greckie słowo prósōpon. Oznacza ono dokładnie to, co stoi przed wzrokiem, co się widzi oczyma, a więc twarz, oblicze, wygląd. Duże znaczenie miało użycie słowa prósōpon w greckim przekładzie Biblii. Zastąpiło ono ponad 850 razy hebrajskie panîm, co znaczy „twarz”, a zwłaszcza „oblicze Boga”, które zwraca się do człowieka i wobec którego człowiek się odnajduje. Twarz drugiego przywołuje mnie, abym go przyjął. Decyzja o spojrzeniu w twarz drugiej osoby jest rozstrzygająca o wszystkim. Kim jest człowiek, skoro mogę przejść obok niego, udając, że go nie dostrzegłem, i powiedzieć, że nigdy nie istniał? Spojrzenie drugiego decyduje o mojej godności. To jest powód, dla którego dla nas, chrześcijan, rozstrzygające znaczenie ma nie tyle wiedza o Chrystusie, ile spoglądanie na Niego obarczonego cierpieniem, dostrzeganie Jego oblicza zbroczonego krwią, dostrzeganie Kogoś, kto mnie pokochał do końca, umierając za mnie na krzyżu. Wiara jest aktem śmiałości, by oderwać wzrok od samego siebie, od własnego grzechu i pustki, i spojrzeć w niebo, w twarz Boga. W najgorętszym punkcie napięcia między Boską potęgą i niegodną słabością mego człowieczeństwa rozlewa się miłość Chrystusa.
Stajemy się tacy jak to, na co patrzymy. Gdy oglądamy zachód słońca, nasza twarz nabiera złotego blasku. Kiedy wpatrujemy się w Jezusa Eucharystycznego, w naszym sercu zachodzi tajemnicza przemiana. Podobnie zmieniała się twarz Mojżesza, gdy przebywał z Bogiem na górze. Co stało się z uczniami w Emaus? Gdy Pan spotkał ich w niedzielę wielkanocną, bardzo się smucili. Kiedy jednak spędzili trochę czasu w Jego obecności i ponownie usłyszeli o tajemnicy życia duchowego: „Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały” (Łk 24,26), na zakończenie spotkania „serca w nich pałały” (Łk 24,32).
U podstaw nawrócenia św. Franciszka było wielogodzinne wpatrywanie się w Chrystusa ukrzyżowanego w kościółku św. Damiana w Asyżu. Im dalej nam do przyjęcia daru wiary, tym mniejszą mamy ochotę, aby patrzeć na krucyfiks i obserwować naszego Pana. Stajemy się wówczas podobni do człowieka, który przechodzi na drugą stronę ulicy, kiedy zauważa przed sobą komornika. Krzyż jest miejscem, gdzie niebo spotyka się z piekłem. Staje się piekłem, gdy dostrzegamy, jaką rolę odegraliśmy w ukrzyżowaniu Jezusa przez swoją niewierność. Jest niebem, kiedy ponownie padamy do Jego stóp, prosząc o przebaczenie. Kościół w imię swego nadprzyrodzonego powołania i przeznaczenia musi nieustannie wyrzekać się „światowości”. Odwracać się od sondaży i ekspertów, a zwracać twarz ku świętości. Decyzja spojrzenia w twarz Chrystusa wiąże się z decyzją o naszym nawróceniu. •