Dziesiątki tysięcy ludzi zablokowanych jest w dramatycznych warunkach na granicy Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi. Nie otrzymują podstawowej pomocy, a ośrodki dla uchodźców pękają w szwach. Pracująca w tym regionie siostra Albertina Pauletti podkreśla, że „rządy muszą w końcu przestać mówić o polityce migracyjnej grając przy tym życiem ludzi”.
Włoska skalabrynianka pracuje w meksykańskiej Tijuanie, gdzie Kościół aktywnie niesie pomoc migrantom. Misjonarka wskazuje, że żadne z państw nie zapewnia im odpowiedniej pomocy, mimo że to prowadzona przez nie polityka doprowadziła do pogorszenia sytuacji tych ludzi, ponieważ odmawia się im prawa do ubiegania się o azyl. „Ci ludzie marzą jedynie o godnym życiu, uciekają nie tylko przed biedą, ale krwawymi reżimami i grupami kryminalnymi, które chcą zawładnąć ich życiem” – mówi Radiu Watykańskiemu siostra Pauletti.
„My prowadzimy ośrodek, w którym przyjmujemy jedynie kobiety, albo matki z dziećmi. Większość z nich ma nawet pięcioro dzieci. Pomagamy też w prowizorycznym namiotowisku, gdzie żyją tysiące uchodźców. Sytuacja jest dramatyczna. Nie brakuje ludzi, którzy chcą się dorobić na ich nieszczęściu, szantażują ich złudnymi obietnicami wyłudzając ostatni grosz – mówi papieskiej rozgłośni siostra Pauletti. – Najwięcej uchodźców pochodzi z Haiti, Wenezueli, Gwatemali, Salwadoru i Hondurasu. Chciałabym przypomnieć opinii światowej, że rządy nie mogą grać ludzkim życiem i pragnieniem lepszej przyszłości, o której marzą migranci. Takie postępowanie jest nieludzkie. To się odbija na losie całych rodzin. Ci ludzie wciąż jeszcze pokładają nadzieję w instytucji państwa, wierzą, że granica się przed nimi otworzy. Nie można obiecywać czegoś, czego się potem nie dotrzymuje.“