Wiesław Gołas mówił, że ma w sobie „tragizm komiczny”. W rzeczywistości pod tym pojęciem kryła się rzadko spotykana wszechstronność aktora.
Chyba nie ma w Polsce nikogo urodzonego w XX wieku, kto nie kojarzyłby jego twarzy. Jako aktor „charakterystyczny”, najczęściej obsadzany był w rolach komediowych, choć grywał przecież także czarne charaktery. O zdolnościach Wiesława Gołasa do przeobrażania się na scenie wiele mówiła kreacja z „Upiornego twista” w Kabarecie Starszych Panów, w której rano był „śliczny, liryczny i apetyczny”, a „gdy spływał mrok wieczorny, typem stawał się upiornym”.
W życiu prywatnym znany był jednak głównie z tej pierwszej twarzy. Młodszy o ponad 30 lat aktor Jacek Kawalec wspomina go jako człowieka „obdarzonego niezwykłą kulturą, a jednocześnie poczuciem humoru, dystansem do siebie samego”. Może właśnie te cechy sprawiły, że mało kto wiedział o traumatycznych doświadczeniach Gołasa z czasów wojny. Przyłapany jako nastolatek podczas jednej z akcji Szarych Szeregów, spędził trzy miesiące w kieleckim więzieniu. Mimo torturowania przez gestapowców, nikogo nie wydał.
Większość z nas kojarzy go z roli Tomasza Czereśniaka w „Czterech pancernych i psie”, z filmów Stanisława Barei czy występów kabaretowych (niezapomniany song „W Polskę idziemy” czy skecz „Ucz się, Jasiu” z repertuaru Kabaretu Dudek). Ale to tylko jedna strona jego scenicznej osobowości. „Kreowany na komika, jest w gruncie rzeczy o wiele głębszym aktorem niż wskazuje to, co dane mu było zagrać” – trafnie mówił o nim Gustaw Holoubek.
Sam Gołas twierdził, że z powodu wojennych doświadczeń „więcej ma w sobie tragizmu niż komizmu, a raczej komizm tragiczny”. W rzeczywistości pod tym pojęciem kryła się rzadko spotykana wszechstronność aktora. Jak podkreśla Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia, w rolach dramatycznych był on równie znakomity, jak w tych śmiesznych. Takich aktorów nie ma dziś wielu, dlatego będzie nam pana Wiesława bardzo brakowało.