W zeszłym tygodniu wspominaliśmy męczeńską śmierć św. Maksymiliana Marii Kolbego. Jego ofiara z życia, dzięki której Franciszek Gajowniczek mógł przeżyć i wrócić do swej rodziny, do dziś budzi podziw i refleksję. Do tej refleksji włączył się niedawno brytyjski filozof Yujin Nagasawa.
Yujin Nagasawa w artykule „Nauka a cuda”( https://filozofuj.eu/yujin-nagasawa-nauka-a-cuda/) stwierdza, że heroiczny czyn Ojca Maksymiliana Kolbego jest w pewnym sensie cudem. Nie jest cudem w tym sensie, że narusza prawa przyrody. Jest jednak cudem w tym sensie, że został dokonany wbrew „silnym skłonnościom do zachowań samolubnych” – skłonnościom „pociąganym przez prawa przyrody”. Nagasawa cytuje tu japońskiego pisarza Shusaku Endo, według którego „cud to akt miłości, którego zwyczajny człowiek nie potrafi dokonać”. Ojciec Maksymilian spełnił ten nadzwyczajny akt miłości.
W Harmężach obejrzeć można poruszającą wystawę Mariana Kołodzieja „Klisze pamięci. Labirynty”.Nagasawa podkreśla, że ludzie – tak jak inne organizmy – zwykle „zmagają się o ograniczone zasoby i są nagradzani lepszym przystosowaniem, czyli zdolnością do rozmnożenia się w danym środowisku”. Owo wielowiekowe zmaganie wykształciło w nas „silną skłonność do samolubnej walki o ograniczone zasoby”. Rzadko kto potrafi przeciwstawić się tej skłonności i „dzięki niezłomnej woli” zdobyć się na altruizm. Zresztą, jak mówią znawcy tematyki, altruizm, jaki obserwujemy w przyrodzie i życiu społecznym, jest najczęściej ukrytym egoizmem. Pomagamy innym albo dlatego, że liczymy na wzajemność lub doczesną nagrodę, albo dlatego że mamy w tym jakiś interes. Tym interesem może być zwiększenie szansy na replikację „naszych” genów poprzez ludzi, którzy są z nami blisko spokrewnieni. Nic więc w tym dziwnego, że dzielimy się naszym bogactwem przede wszystkim z naszymi dziećmi, a nie z obcymi ludźmi.
W przypadku Ojca Maksymiliana mamy do czynienia z altruizmem czystym. Idąc do bunkra głodowego, Maksymilian Kolbe szedł na niechybną śmierć. Nie mógł więc w doczesnym wymiarze liczyć na to, że Franciszek Gajowniczek, lub ktokolwiek inny, mu się jakoś odpłaci. Nie mógł też we Franciszku Gajowniczku widzieć kogoś, kto w jakikolwiek sposób zrealizuje jego – Maksymiliana – interesy. Wszyscy, którzy stali w szeregu, czekając na to, kto zostanie wyznaczony na śmierć, drżeli ze strachu lub byli pogrążeni w beznadziei. A tylko Ojciec Maksymilian miał siłę powiedzieć „nie” instynktowi życia oraz inercji beznadziejności. Tylko On wyszedł z szeregu i mówiąc owo „nie”, powiedział „tak” samemu życiu i samej nadziei.
Max Scheler – ulubiony filozof Jana Pawła II – definiował człowieka jako istotę, która potrafi powiedzieć „nie” swoim instynktom. Rzeczywiście, ludzka wola jest delikatnym instrumentem, który gra pod naciskiem i w kontekście rozmaitych czynników przyrodniczych i społecznych. Jest wielką sztuką „wygrać” swoje życie, nie dając się zagłuszyć całej biologiczno-społecznej orkiestrze. Sztuka ta wymaga czasem pójścia pod prąd, na przekór zewnętrznym i wewnętrznym siłom. Komu brak mocy, by – gdy trzeba – przeciwstawić się im, wcześniej czy później stanie się istotą bezwolną, uzależnioną od instrumentu, który akurat zagra głośniej. A uzależniony, nie będzie on zdolny nawet do interesownego altruizmu, do którego skłania nas natura. Ojciec Maksymilian był radykalnym przeciwieństwem takiej postawy. Całe życie rozwijał cnotę pomagania innym, mówiąc „nie” swoim potrzebom. Jego akt dobrowolnej śmierci w zamian za drugiego człowieka – śmierci, której 80-tą rocznicę obchodzimy – nie pojawił się przypadkowo, lecz był ukoronowaniem całości jego życia.
I jeszcze jedno. Nie zrozumiemy życia i śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego bez odniesienia do Boga. Jak pisał wspomniany tu Max Scheler, człowiek może mówić „nie”, ponieważ jest „modlitwą życia wychodzącą ponad nie samo”. Innymi słowy, człowiek jest człowiekiem poprzez odniesienie do tego, co go przerasta. Człowiek staje się sobą, gdy „zaczyna wychodzić ponad siebie i poszukiwać Boga”. Dlatego Maksymilian jest dla nas świętym wzorem człowieczeństwa. Wychodząc ponad siebie, zawsze odnosił się do Boga, który w Jezusie Chrystusie – dzięki „tak” Niepokalanej – stał się jednym z nas. Naśladował Chrystusa do końca, oddając życie za drugiego człowieka.