Osią przesłania z Medziugoria jest wezwanie do nawrócenia, modlitwy o pokój, pokuty, powrotu do praktyk religijnych oraz zaufania Bogu, który jest Panem historii – mówił 24 czerwca KAI abp Henryk Hoser. Wczoraj wizytator apostolski w Medziugoriu zmarł w Warszawie w wieku 78 lat. Przypominamy rozmowę – ostatni wywiad, którego udzielił Katolickiej Agencji Informacyjnej.
KAI: A czym Ksiądz Arcybiskup tłumaczyłby rozkwit tej duchowości, skoro same objawienia nie są jeszcze uznane przez Kościół?
– Tym, że jest to wezwanie do nawrócenia, do pokuty, do wiary, która zanikła, do modlitwy, która przestała być praktykowana indywidualnie i rodzinnie. Powrót do tych wartości, które nas wiążą bezpośrednio z Bogiem jest typowym zjawiskiem w duchowości Medziugoria. Nazywam to wymiarem wertykalnym proponowanym w epoce skrajnego horyzontalizmu, w której żyjemy. Powrót do form, które zostały zagubione jako mniej ważne, jako mało prospołeczne, jest w tej chwili nowością dla katolików w wielu krajach. Modlitwa, nawrócenie, kult Matki Bożej i Jezusa Chrystusa w formach klasycznych, post – te elementy są spójne. One razem w Medziugoriu współistnieją i są tam proponowane.
Widzimy rozwój tej duchowości na świecie, a przede wszystkim fenomen wielokrotnego przyjazdu tych samych pielgrzymów, którzy raz przyjechawszy, odczuwają potrzebę powrotu.
KAI: Przed pandemią do Medziugoria przyjeżdżało ponad trzy miliony pielgrzymów rocznie. Skąd było ich najwięcej?
– Od lat największą liczbę stanowili Włosi. Ale we Włoszech nastąpiła sukcesja pokoleń: starsi wierzący odchodzą, a laicyzacja, która jest tam bardzo duża, powoduje, że młodsze pokolenia już nie są zainteresowane tym obszarami wiary, które by ich skłaniały do przyjazdu. Przed pandemią największą grupą byli Polacy. Przyjeżdżały bardzo liczne autokary z Polski i cały czas język polski był w Medziugoriu słyszany.
W normalnych warunkach mamy pielgrzymów z całego świata, czasami z bardzo odległych miejsc. Silnym „nurtem” jest Korea, również Filipiny, ale często gościmy katolików z wyspy Mauritius na Oceanie Indyjskim i z sąsiedniej wyspy Réunion. Z Afryki jest ich mniej, dlatego że te pielgrzymki są kosztowne, są też trudności wizowe. Niemniej jest to obraz końca świata z Apokalipsy, gdzie są zgromadzone wszystkie ludy i narody (por. Ap 7,9).
KAI: A co można powiedzieć o samej wiosce Medziugorie? Ilu liczy mieszkańców? Kim są?
– Są to Chorwaci. Jest ich około 5500. W większości są bardzo z Kościołem związani. Bardzo wysoki procent praktykuje wiarę. Fenomenem jest to, że praktycznie wszyscy uczniowie szkół średnich są zaangażowani w działalność Młodzieży Franciszkańskiej (FRAMA), pracującej w pięciu sekcjach, bardzo twórczych, bardzo ciekawych. Nie spotyka się tego gdzie indziej, bo przecież lata dorastania to czas „nieba w płomieniach” i wielu młodych ludzi po bierzmowaniu odchodzi od praktyk religijnych. Tutaj to zjawisko nie występuje. Panuje ogromne zaufanie do franciszkanów jako wychowawców i tych, którzy proponują jakąś formę ojcostwa duchowego.
KAI: W Medziugoriu osiedliło się wiele katolickich wspólnot. Jaki jest ich charakter?
– Jest ich kilkanaście. Są to wspólnoty zagraniczne, głównie pochodzenia włoskiego. Jedna powstała w Wiedniu. Kanonicznie mają one status publicznych albo prywatnych stowarzyszeń wiernych. Nie miały jednak dotychczas autoryzacji miejscowego biskupa z diecezji Mostar-Duvno. Przez lata praktykowana więc była i tolerowana prowizorka. Dopiero teraz udało nam się uregulować sytuację siedmiu spośród tych wspólnot.
Pojawiają się również kleryckie zgromadzenia męskie. Są już Montfortanie, którzy żyją charyzmatem św. Ludwika Marii Grignion de Montforta. Wynajęli dom i zaczęli działać. Wspólnota Błogosławieństw także ma swoich kapelanów, którzy pomagają w parafii w Medziugoriu. Zapowiadają się też inni. Te wspólnoty kleryckie są bardzo potrzebne, bo oczekujemy spowiedników w różnych językach.
KAI: Jak jest skonstruowana ekipa, która animuje to miejsce?
– Przede wszystkim zatrudnia się, zwłaszcza do spowiadania, tych kapłanów, którzy towarzyszą pielgrzymom. Jeśli przyjeżdża pielgrzymka na przykład z Libanu czy z Korei, to bardzo ważna jest możliwość posługiwania się kapłanami języka arabskiego czy koreańskiego. To bardzo potrzebne i pożyteczne, aby ci księża włączali się w obsługę pielgrzymów – duszpasterską, liturgiczną – bo oprócz wieczornych Mszy św. wspólnych w kościele, są też poranne Msze dla grup językowych, które odpowiadają na potrzeby będącej akurat w Medziugoriu grupy. Chodzi o mobilizację wszystkich sił, żeby służyć pielgrzymom.
KAI: Ogromną rolę odrywają także ludzie świeccy, którzy prowadzą radio, są odpowiedzialni za tłumaczenia…
– To jest ogromny wysiłek, zwłaszcza teraz, w okresie pandemii. Nasze centrum medialne, które jest profesjonalnym radiem, nadającym w bardzo wielu językach, ma 16 kabin tłumaczy, którzy na bieżąco tłumaczą transmisje przekazywane w świat. Gdy odbywał się kongres na temat Medziugoria w Augsburgu w Niemczech, miliony odbiorców śledziły go przez radio czy przekaz wideo. W tej chwili jest to dla nas niesłychanie ważny kanał komunikacji. Dzięki temu Medziugorie nadal oddziałuje na cały świat.
KAI: Medziugorie jest położone na terytorium Bośni i Hercegowiny, gdzie żyją katolicy (w mniejszości), prawosławni, a przede wszystkim muzułmanie, dla których Bośnia jest matecznikiem…
– Po wojnie zwiększyła się aktywność Arabii Saudyjskiej, która wykupuje budynki i stawia hotele w Sarajewie – mieście, które kiedyś było Jerozolimą Europy z czterema dzielnicami: żydowską, katolicką, prawosławną i muzułmańską. Teraz dominacja muzułmanów jest bardzo wyraźna.
KAI: Czy można powiedzieć, że charyzmat Medziugoria oddziałuje również na prawosławnych i muzułmańskich sąsiadów?
– Powoli te relacje się kształtują, ale ciąży nad nimi pamięć wojny między chrześcijanami a muzułmanami i popełnione zbrodnie wojenne. Rany wciąż są bardzo świeże. Ta bratobójcza wojna pociągnęła za sobą ogromną liczbę ofiar, których nazwiska dzisiaj można wyczytywać na pomnikach postawionych na cmentarzach. Czas leczy rany. Pojawiają się w Medziugoriu prawosławni. Pozwoliłem im odprawić swoją liturgię, byli za to bardzo wdzięczni. Natomiast często przyjeżdżają grekokatolicy z Europy Wschodniej, głównie z Ukrainy, i sprawują liturgię w rycie bizantyjskim.
KAI: Czy liczy Ksiądz Arcybiskup na to, że wśród pielgrzymów przybywających do Medziugoria znajdzie się papież Franciszek?
– To jest pragnieniem wszystkich. Ale w dzisiejszych okolicznościach jest bardzo trudno przewidzieć, w jakim momencie ewentualnie papież Franciszek się pojawi w Medziugoriu. Niewątpliwie będzie to w jakiś sposób związane z uznaniem autentyczności objawień. Tego nie można pomijać, bo przecież nawet działalność duszpasterska w jakiś sposób jest uwarunkowana tym, co się wydarzyło 40 lat temu i co trwa – nurtem objawień Matki Bożej. I chyba Ojciec Święty mógłby ewentualnie przyjechać dopiero, gdy wszystkie kwestie zostaną rozwiązane.