- Nagle łzy pokazały się w oczach biskupa Tadeusza i powiedział: "nie mogę już nic diecezji pomóc". Chciałem księdzu biskupowi powiedzieć, że może bardzo dużo: swoim "jestem" - mówił bp Edward Dajczak do świętującego zacny jubileusz bp. Tadeusza Werno.
Dostojny jubilat świętował w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Skrzatuszu. Razem z nim dziękczynienie za życie, kapłaństwo i posługę biskupią zanosili do Boga licznie przybyli prezbiterzy z biskupami Edwardem Dajczakiem i Krzysztofem Zadarką na czele, członkowie rodziny oraz wierni z całej diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
Niektórzy z nich przyjechali specjalnie z drugiego końca diecezji, żeby złożyć urodzinowe gratulacje.
– Pamiętam księdza biskupa jeszcze ze Świdwina, gdzie był proboszczem. A także z jego postawy wobec władz komunistycznych, z odwagi mówienia prawdy i wielkiej życzliwości dla ludzi – mówi pani Anna, jedna z wielu osób życzących jubilatowi zdrowia, które niestety coraz częściej biskupowi seniorowi szwankuje, utrudniając bardzo kontakty z diecezjanami.
Życzenia składali też członkowie najbliższej rodziny biskupa Tadeusza. Kuzyn Maciej Werno i siostrzeniec Artur Wiaderny zgodnie przyznają, że to błogosławieństwo Boże mieć w rodzinie tak wyjątkową postać.
– Zawsze nam bardzo imponował. Przede wszystkim dlatego, że to człowiek z prawdziwymi cechami duszpasterskimi. Był ojcem dla diecezjan. Obecność tak wielu osób, które przyjechały nawet z daleka, to piękne świadectwo – zauważa prof. Werno.
– Dla młodszego pokolenia jest zawsze kochanym wujkiem. Bardzo go szanowaliśmy. Poświęcał nam czas, kiedy tylko mógł. Dzięki niemu kształtowały się nasze charaktery. Dlatego w imieniu całej rodziny bardzo mu dziękuję za całe nasze wspólne życie – dodaje pan Artur.
Adsum
Biskup Tadeusz Werno przyszedł na świat 4 sierpnia 1931 roku w Kaźmierzu Wielkopolskim jako najmłodszy syn Franciszka i Pelagii. Choć jak sam przyznał, początkowo nie myślał o kapłaństwie, po gimnazjum wybrał najpierw niższe, potem Wyższe Seminarium Duchowne w Gorzowie.
– 24 czerwca 1956 r. został wezwany przez biskupa w akcie święceń, wtedy po łacinie odpowiedział: adsum. Jestem. Jestem na miarę Tego, który mnie powołuje, jestem ciągle odradzany przez Bożą miłość, jestem powołany do takiej właśnie odpowiedzi. To nie tylko moment święceń, to tysiące dni, kiedy trzeba powtórzyć „jestem”. Można sobie wyobrazić, ile ich było w 90-letnim życiu, w długim kapłaństwie – mówił bp Dajczak, który przewodniczył urodzinowemu dziękczynieniu. Wskazywał, że jest to postawa, która powinna charakteryzować wszystkich uczniów Chrystusa, nie tylko powołanych do służby w kapłaństwie.
Posługa biskupia bp. Tadeusza Werno to historia diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Jest od niej zaledwie dwa lata „młodszy”. Sakrę biskupią otrzymał z rąk prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego w katedrze koszalińskiej 25 maja 1974 roku. Jako dewizę biskupią przyjął słowa Omnibus omnia factus sum (Stałem się wszystkim dla wszystkich). Zapisał się w pamięci diecezjan jako przewodniczący komitetowi budowy Wyższego Seminarium Duchownego w Koszalinie, opiekun internowanych i wiezionych w stanie wojennym, duszpasterz głoszący odważne kazania piętnujące komunistyczne represje, a także sprawny administrator diecezji. Pełnił tę funkcję trzykrotnie: w 1996 r. po śmierci bp. Czesława Domina, w 2004 r. po przeniesieniu bp. Mariana Gołębiewskiego na urząd arcybiskupa metropolity wrocławskiego i w 2007 r. po mianowaniu bp. Kazimierza Nycza arcybiskupem metropolitą warszawskim.
– Jak masz rower i umiesz na nim jeździć, to wsiadasz i zasuwasz. Biskup Ignacy powiadał o mnie: „ma przyzwyczajenie, to potrafi to robić” – puentował z właściwym sobie humorem w jednej z rozmów z "Gościem Koszalińsko-Kołobrzeskim", dodając poważnie, że przez długie lata zdążył dobrze poznać diecezję i jej problemy. W 2007 r. bp Tadeusz przeszedł na zasłużoną emeryturę, nadal jednak będąc gotowym do służby. Dopiero ostatnie lata, naznaczone chorobą poważnie nadwątliły jego siły, nad czym bardzo ubolewa.
Mówił o tym także bp Dajczak, przywołując rozmowę z jubilatem sprzed kilku dni.
- Nagle łzy pokazały się w oczach biskupa Tadeusza i powiedział: „nie mogę już nic diecezji pomóc”. Chciałem księdzu biskupowi powiedzieć, że może bardzo dużo. Swoim jestem. Tak jak dzisiaj w prezbiterium, przed Mszą św., swoim spojrzeniem w skrzatuską Pietę, w tabernakulum. Tak się kocha do końca, tak się do końca jest. Nie tylko wtedy, kiedy jesteśmy silni, sprawni, wspaniali, ale zawsze, do ostatniego oddechu, do ostatniej chwili. Każdy dzień jest ważny i w każdym dniu można powtórzyć „jestem”. W imieniu całej diecezji chcę powiedzieć księdzu biskupowi „dziękuję” – podkreślał ordynariusz diecezji.
Sam jubilat zabrał głos pod koniec Mszy św.
– Przyjaciele kochani! – zaczął niezmiernie wzruszony pozdrowieniem, które wielokrotnie słyszeli z jego ust starsi diecezjanie.
– Biskupie Edwardzie, uczyłem się od ciebie posłuszeństwa słowu Bożemu. Posłuszeństwem okazujemy prawdziwą miłość do Boga. Wpatrywałem się w moich współbraci w biskupstwie, w umiłowanych kapłanów diecezji, w was wszystkich zanurzonych w kapłaństwie powszechnym. Miłujecie Boga przez waszą wierność, posłuszeństwo, służbę. Niech was błogosławi Bóg, Ojciec i Syn, i Duch Święty. Amen! – mówił, dziękując za wszystko.