Siedzi w klasie, pośród dzieci. A przynajmniej takimi mu się jawią, ma w końcu ponad trzydzieści lat, a oni w najlepszym razie naście.
Siedzi w klasie, pośród dzieci. A przynajmniej takimi mu się jawią, ma w końcu ponad trzydzieści lat, a oni w najlepszym razie naście. Siedzi i pilnie uczy się łaciny, którą zaniedbał goniąc za sławą żołnierza i amanta. Ta pogoń za wielkością na miarę Cyda, Rolanda i Rycerzy Okrągłego Stołu sprawiła, że utyka teraz na nogę, zranioną poważnie przez zabłąkaną armatnią kulę w czasie obrony Pampeluny. Ale też trzeba uczciwie przyznać, że bez tej pogoni za marzeniami i bez owej rany, ten hiszpański szlachcic nigdy by się nie zmienił. To przecież ona unieruchomiła go na długie tygodnie w łóżku w rodzinnym zamku. To jej również zawdzięcza i to, że z nudów i braku ulubionych rycerskich opowieści zaczął czytać przełożone na kataloński "Życie Chrystusa" niemieckiego kartuza Ludolfa z Saksonii. Pod wpływem tego dzieła – czyli ma spore znaczenie co czytamy i oglądamy z nudów – nasz patron wyruszył w długą drogę żeby stać się tym, kim się stał – sławnym na cały świat świętym Ignacym Loyolą, założycielem Towarzystwa Jezusowego. To jednak dopiero przed nim, bo na razie w szkole przykatedralnej w Barcelonie pilnie studiuje z dziećmi łacinę. I ten obraz św. Ignacego niezwykle mnie inspiruje – gigant w szkolnej ławie, generał, który pilnie się uczy.