5 maja 1961 roku. Mam prawie 80 lat. Niedługo umrę. Patrząc wstecz, widzę, że we wczesnej młodości wybrałem złą drogę, która zrujnowała moje życie. (…)
5 maja 1961 roku. Mam prawie 80 lat. Niedługo umrę. Patrząc wstecz, widzę, że we wczesnej młodości wybrałem złą drogę, która zrujnowała moje życie. (…) Kiedy miałem 20 lat popełniłem zbrodnię z namiętności. To wspomnienie jest dla mnie czymś potwornym. A jednak Maria Goretti, teraz święta, okazała się moim dobrym Aniołem, posłanym do mnie przez Opatrzność. Wciąż mam żywe w sercu jej słowa nagany i przebaczenia. Modliła się za mnie, wstawiała się za swoim mordercą. Skazano mnie na trzydzieści lat więzienia. Przyjąłem zasłużony wyrok, ponieważ to była moja wina. Mała Maria stała się także odtąd naprawdę moim światłem, moją opiekunką; z jej pomocą zachowywałem się dobrze podczas 27 lat więzienia i starałem się żyć uczciwie, gdy znów zostałem przyjęty do społeczeństwa. Bracia św. Franciszka, kapucyni z Marche, przyjęli mnie z anielską miłością w swoim klasztorze jako brata, nie jako sługę. Mieszkam z ich społecznością od 24 lat. (…) Ci, którzy przeczytają ten mój list, może zechcą zaczerpnąć z niego naukę o ucieczce przed złem, o podążaniu za dobrem, zawsze, od dzieciństwa. (…) Alessandro Serenelli, morderca dzisiejszej patronki św. Marii Goretti.