„Od tych pierwszych wrażeń, jakie w domu rodzicielskim odbiera człowiek i od kierunku, jaki mu się w młodości nada, będzie zawisłym jego stanowisko wobec Boga, Kościoła, i państwa.
„Od tych pierwszych wrażeń, jakie w domu rodzicielskim odbiera człowiek i od kierunku, jaki mu się w młodości nada, będzie zawisłym jego stanowisko wobec Boga, Kościoła, i państwa. Dobre wychowanie jest więc niezmiernej doniosłości, dla całego społeczeństwa ludzkiego. Jak jednostki dzisiaj wychowamy, takim będzie całe społeczeństwo za lat kilkadziesiąt”. Te słowa dzisiejszego patrona, choć wypowiedziane grubo ponad sto lat temu, nic nie straciły na swojej aktualności. Nie straciły, bo to przecież ponadczasowa oczywistość – ktoś może powiedzieć. Zgoda, ale św. Zygmunt Gorazdowski, wieloletni proboszcz z lwowskiej parafii Świętego Mikołaja, nie poprzestał na takich złotych myślach – on podjął wysiłek, by pomóc tym, na których barkach spoczywa owo wychowanie dzieci. Zaczął od tego, na czym znał się najlepiej, to jest od teologii. Zaraz po przyjęciu święceń kapłańskich w w roku 1871, już jako wikary w różnych parafiach, zaczął pisać "Katechizm dla szkół ludowych", który był tak dobry, że zalecano go w diecezji przemyskiej jako "najodpowiedniejszy podręcznik przy nauce religii". Cóż jednak z tego, kiedy młody kapłan po tym, jak trafił do Lwowa, przekonał się, że katecheza i kazania, i ofiarna posługa w konfesjonale to zbyt mało, żeby pomóc rodzicom w dobrym wychowywaniu dzieci. Rzeczywistość ubogich dzielnic tego miasta domagała się radykalnych działań społecznych. Zaczęło się od rzeczy najprostszych – nakarmienia głodnych i znalezienia dla nich miejsc pracy. Tak powstały "tanie kuchnie ludowe" i dom pracy dobrowolnej, a także internat dla ubogich studentów. Jednak największym jego dziełem w opiece nad dziećmi, było założenie pierwszej i jedynej w ówczesnej Galicji placówki pomagającej samotnym matkom i porzuconym noworodkom, czyli Zakładu Dzieciątka Jezus. Aż trudno w to uwierzyć, ale pomógł on - tylko za życia ks. Zygmunta Gorazdowskiego - aż 3 tysiącom dzieci! Żeby móc sprostać tak potężnemu dziełu potrzebne było nowe zgromadzenie zakonne, Sióstr św. Józefa, popularnie nazywane józefitkami. I to tam właśnie, w domu generalnym tej wspólnoty, udręczony guźlicą, z którą od dziecka się zmagał, nasz dzisiejszy patron, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę w roku 1920.