„Ja tam mojemu dziecku niczego nie będę narzucać, a tym bardziej wiary”. „Jak dorośnie to sobie wybierze. W końcu mamy wolność”! Brzmi znajomo? Nie, to nie baśń z tysiąca i jednej nocy, ale hasła-klucze z serii: „wychowanie w neutralności światopoglądowej”. Faktycznie, wyglądają mniej baśniowo, bardziej realistycznie i jakoś tak życiowo. Problem w tym, że od fantastycznych opowieści dzieli je tylko wąska granica formy. Co do istoty, są tak samo nierealne, z tą wszak różnicą, że uparcie wdrażane w życie przynoszą opłakane skutki.
Co mam przeciwko neutralności światopoglądowej? Wszystko. Przede wszystkim, że takowa nie istnieje. Abstrahuję w tym momencie od kwestii tak zwanej neutralności światopoglądowej państwa – tego, czy jest, czy jej nie ma i czy być powinna. To osobny temat i być może wart osobnego rozważenia. Mnie natomiast, w tej chwili, interesuje konkretny człowiek i jego pogląd na świat. W tej sferze bowiem napotykamy na cały szereg niedorzeczności i absurdów. Najważniejszy z nich to przekonanie, że światopogląd można sobie zupełnie dowolnie wybrać lub łatwo zmienić, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota. W związku z nim u wielu ludzi wykształcił się dziwny rodzaj wiary w to, że można dziecko wychować bez poglądu na świat – niczego mu nie proponować, nie sugerować żadnych wartości, a tym bardziej wartości związanych z szeroko rozumianym życiem religijnym. W praktyce oznacza to postępowanie w duchu przekonania, że nasze dzieci, gdy dorosną, same chętnie wybiorą sobie taką czy inną religię, same zdecydują o tym, czy chcą być ochrzczone, albo też – jakim systemem wartości zamierzają się kierować. My tylko powinniśmy im to umożliwić. Brzmi dobrze, prawda? Sęk w tym, że to pułapka.
Dlaczego nie istnieje w wychowaniu neutralność światopoglądowa? Przede wszystkim dlatego, że rozwój aksjologiczny, poruszanie się w przestrzenie takich czy innych wartości, podleganie bądź niepodleganie określonym normom kształtuje się w człowieku niemal równolegle z rozwojem osobowościowym i emocjonalnym. Nie da się tego rozszczepić. Czy nam się to podoba, czy nie, oddziałujemy na nasze dzieci przez nasze wartości, podobnie jak i przez nasze emocje. Zazwyczaj dajemy im te dwie rzeczywistości ściśle z sobą powiązane. Jaki z tego wniosek? Przede wszystkim taki, że pogląd na świat ma każdy. Nie zawsze spójny, usystematyzowany, zintegrowany; często wewnętrznie sprzeczny, intuicyjny, nieprzemyślany. Ale każdy go ma. Co więcej. Tylko pewna część naszych przekonań jest świadomie wybrana lub zmodyfikowana. Oczywiście, wiele z nich możemy zmienić lub odrzucić, ale wówczas nie konfrontujemy się z nimi jako czysta, niezapisana karta. Modyfikujemy światopogląd dotychczas posiadany i zazwyczaj jest to dość skomplikowany, niełatwy, rozciągnięty w czasie proces – nie zawsze zresztą w pełni uświadomiony. Jeśli ktoś stawia sobie za cel wychować dziecko w neutralności światopoglądowej, de facto wychowuje je po prostu w duchu światopoglądu zakładającego neutralność jako jedną z kluczowych wartości, czyli w rzeczywistości – swoistą aksjologiczną ambiwalencję. Nie da się tego zrobić inaczej. Naiwnością jest jednak przekonanie, że z tej ambiwalencji łatwo przejść później do określonego systemu wartości – na przykład religijnych. Pogląd na świat to nie czysto racjonalny wybór; to konglomerat wartości konstytuujących się w nas jako efekt interakcji z określonym środowiskiem wzrostu i ugruntowanych pod wpływem oddziaływania czynników emocjonalnych, kulturowych, utartych obyczajów i wzorców zachowań. Wiele z nich przejmujemy w sposób nieświadomy. Nie jest więc prawdą, że to, kim będziemy, zależy tylko od nas. Nasz sposób postrzegania i oceniania świata jest owocem naszej historii. Możemy dokonywać w jej zasobach wielu zmian – ku przyszłości. Zawsze jednak pracujemy na tym, co otrzymaliśmy – zarówno w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie.
Jaki z tego wniosek? Czy chcesz, czy nie chcesz – przekazujesz swojemu dziecku wartości. Albo te pozytywne, albo też ich negatywne odpowiedniki. Co więcej, czynisz to w pozytywny (konstruktywny, bezpieczny) lub w negatywny (pozabezpieczny) sposób. Gdy przyjdzie mu kiedyś wybierać, odwoła się do tego, co od ciebie otrzymał. Bywa, że twoje wartości uzna za swoje i utożsami się z nimi. Czasami twórczo je przekształci, a nierzadko także zaneguje lub odrzuci. Dlaczego tak się dzieje? Wiele, nawet bardzo wiele czynników ma na to wpływ. Nie bez znaczenia jest to, w jaki sposób twoje dziecko otrzymało od ciebie wartości – czy w klimacie napięcia, przymusu, lęku i opresji, czy też przeciwnie – w atmosferze pokoju, zaufania i miłości. Nie warto jednak rezygnować z przywileju ich przekazywania. Jeśli my poddamy tę sprawę, zrobią to za nas inni. Nikt nie jest czystą kartą i nikt nie żyje bez poglądu na świat – jesteśmy stworzeni do wartości.