Znacie państwo tę historię o człowieku, który wyruszył w świat szukać wielkiego skarbu, a znalazł go ostatecznie na progu swojego domu?
Znacie państwo tę historię o człowieku, który wyruszył w świat szukać wielkiego skarbu, a znalazł go ostatecznie na progu swojego domu? To jest właśnie przypadek dzisiejszego patrona, św. Romualda, syna księcia Rawenny, który przyszedł na świat około roku 950. Jako książęcy potomek po ludzku miał wszystko czego dusza zapragnie, a jednak nieustannie odczuwał jakiś brak. Szukając skutecznego lekarstwa na ową przypadłość, postanowił wstąpić do benedyktynów, którzy osiedli w Classe, czyli tuż pod Rawenną. Życie wspólnotowe oddane Bogu nie sprawiło jednak, by św. Romuald poczuł się spełniony, dlatego po trzech latach opuścił opactwo i ruszył dalej. Dalej, czyli na wenecką lagunę, gdzie natrafił na pustelnię św. Maryna. To w tym niewielkim eremie, w kompletnej ciszy i odosobnieniu, zaczęło nabierać kształtu to, co tak długo nie dawało spokoju św. Romualdowi. Już wiedział, że najgłębiej w swoim sercu pragnął kontemplacji. Drogą do niej była asceza, czyli odebranie ciału wszystkiego, co je rozprasza i rozleniwia. Odcięcie wszystkich niepotrzebnych bodźców płynących z zewnątrz. Jednak jak wziąć w podobne ryzy swojego ducha? Tutaj pewnym rozwiązaniem było duchowe przewodnictwo, które wobec św. Romualda pełnił św. Maryn, jednak szybko się okazało, że uczeń przerósł mistrza. Szukając rozwiązania tego problemu obaj ruszyli w drogę i tak trafili na pogranicze Francji i Hiszpanii, do benedyktyńskiego opactwa w Cuxa, które stanowiło wtedy ośrodek reformy klasztornej. Przybysze osiedlili się w pobliżu zabudowań i oddali jak poprzednio surowej ascezie, ale tym razem pod duchowym przewodnictwem przeora. Mijały lata, a św. Romulad żyjąc w Cuxa i pogłębiając swoją wiedzę w klasztornej bibliotece, odkrył w końcu to, czego tak naprawdę cały czas szukał. A gdy odkrył to wrócił do Rawenny, do opactwa Classe, gdzie ze swoimi uczniami rozpoczął życie osobne, w maleńkich celach-domkach, dzieląc w ciszy czas na modlitwę i pracę, bo wszyscy oni utrzymywali się tylko z tego, co każdy sam wyhodował na swoim małym poletku. Jednak, gdy przychodziła pora liturgii, włączali się we wspólną modlitwę pozostałych benedyktyńskich mnichów. Życie pustelnicze połączyli ze wspólnotowym na Eucharystii. Nic więc dziwnego, że założona przez św. Romualda Kongregacja Kamedulska Zakonu św. Benedykta, ma w swoim herbie dwa gołąbki pijące wspólnie z kielicha, nad którym świeci gwiazda. I nie jest to gwiazda św. Romualda z Camaldoli, gdzie powstał dom macierzysty tej wspólnoty, tylko Ducha Świętego, który prowadził naszego patrona tak długo, aż ten znalazł to czego szukał – swoją drogę do nieba.