To jedna z najciekawszych postaci, jakie wydał polski Kościół. Osoba świecka, która założyła zgromadzenie albertynów.
To jedna z najciekawszych postaci, jakie wydał polski Kościół. Osoba świecka, która założyła zgromadzenie albertynów. Uczeń petersburskiego Korpusu Kadetów, który wziął udział w powstaniu styczniowym i w wyniku odniesionych ran stracił nogę. Artysta malarz, który tak długo szukał sensu życia i Boga, aż znalazł go w bezdomnych mieszkających w Krakowie. Mowa oczywiście o Adamie Hilarym Bernardzie Chmielowskim, który wraz z wybraniem drogi radykalnego braterstwa z wykluczonymi stał się po prostu bratem Albertem i zamieszkał z bezdomnymi, alkoholikami i nędzarzami w ogrzewalni miejskiej przy ul. Skawińskiej na krakowskim Kazimierzu. Jak doszło do tej przemiany? Z całą pewnością był to proces, który najlepiej można zaobserwować w listach, jakie całe swoje życie Brat Albert Chmielowski wysyłał swoim bliskim. „Imieniny i wilia bardzo cicho przeszły; (…) wieczór piliśmy w kilku wino i jedli orzechy, i daktyle (…) sztuka na bardzo nudnych ludzi wykierowywa swych adeptów" tak pisał jeszcze w roku 1870, jako student malarstwa. Po kilku latach pyta jednak „Czy sztuce służąc, Bogu też służyć można? (…) Ja myślę, że służyć sztuce, to zawsze wyjdzie na bałwochwalstwo, chybaby jak Fra Angelico sztukę i talent, i myśli Bogu ku chwale poświęcić." Te natchnienia pchają Adama Chmielowskiego do nowicjatu jezuitów, skąd pisze z żarem: "Kościół katolicki to nie budynek z lichymi najczęściej obrazami, w którym się często modlą fałszywe dewotki, (…) gdzie znaleźć też można złych i głupich księży, ale Kościół to jest sukcesja nieprzerwana świętych: ludzi, czynów i zasad, która łączy w jedną całość mnóstwo ludzi (…) To jest Kościół katolicki, święte ciało, choć w nim dużo członków chorych albo umarłych”. Co prawda u jezuitów nie zagrzewa długo miejsca, ale coraz intensywniej szukając Boga, autor tych słów trafi w końcu do ogrzewalni dla bezdomnych. To wtedy w jego listach pojawią się takie słowa: „Miewamy tu niekiedy położenie pozornie bez wyjścia – i to bardzo często, jednak jakoś żyjemy i bracia i ubodzy. W trudnych razach uciekamy się do św. Józefa z prośbą o nasze potrzeby i zawsze jesteśmy poratowani. (…) Sługa Boży ma być zawsze wesoły i spokojny, bo wie, że nad nim Opieka Boska, której was wszystkich polecam. Albert”. Dokładniej Brat Albert Chmielowski, dzisiejszy święty.