Żył tylko 43 lata, z czego na swoją duchową formację poświęcił lat 14. Biorąc pod uwagę, że do jezuitów wstąpił jako 19-latek, to jak łatwo wyliczyć miał tylko 10 lat od swoich święceń kapłańskich aż do śmierci, by sięgnąć nieba.
Żył tylko 43 lata, z czego na swoją duchową formację poświęcił lat 14. Biorąc pod uwagę, że do jezuitów wstąpił jako 19-latek, to jak łatwo wyliczyć miał tylko 10 lat od swoich święceń kapłańskich aż do śmierci, by sięgnąć nieba. I zrobił to. Złośliwi powiedzieliby, że miał o tyle łatwiej, że z woli przełożonych jako misjonarz ludowy przemierzał góry okręgu Vivarais, zapuszczając się aż po alpejskie przełęcze okolic Rodanu. Chciał co prawda – tak jak inni współbracia z Towarzystwa Jezusowego - udać się zaraz po święceniach do Nowej Francji, czyli obecnej Kanady, ale wojna trzydziestoletnia, która zdziesiątkowała Europę, wymagała wykorzystania jego talentów na miejscu. A ks. Jan Franciszek Régis, miał niewątpliwy talent nauczycielski i katechetyczny, który potrafił wykorzystać, by nawiązać wspólny język z prostymi ludźmi zamieszkującymi górskie przysiółki. Być może pomogło mu w tym zadaniu i to, że miał w sobie upór, który częstokroć utożsamiano z arogancją. Zresztą o tym, że coś było tutaj na rzeczy, paradoksalnie zaświadczyli hugenoci, z którymi prowadził dysputy. Bo to ci ewangelicy zreformowani spod znaku Jana Kalwina, wprowadzili do powszechnego użytku "zasadę św. Regisa" – polegała ona na trwaniu przy swoim stanowisku bez żadnego niuansowania. Jednak ten upór ks. Jana Franciszka Régis w dobie religijnych i społecznych niepokojów był na wagę złota. Docenili to zresztą wierni, bo widzieli, że to co im mówił, tego też sam przestrzegał, a co więcej jego niezłomność w bronieniu ludzi ubogich i zmarginalizowanych przynosiła efekty. Ta niezłomność ostatecznie pozbawiła go też życia, gdy 23 grudnia 1640 roku ruszył pomimo śnieżycy w góry, by dotrzeć z posługą kapłańską na święta do Lalouvesc. W drodze zgubił jednak szlak, spędził noc w pasterskim szałasie, a po przybyciu na miejsce całą Wigilię i Boże Narodzenie służył wiernym w zimnym kościele spowiadając i sprawując Eucharystię. Zapalenie płuc, które wywiązało się na skutek tego wysiłku zabrało naszego dzisiejszego patrona jeszcze 31 grudnia 1640 roku. Gdy jednak jego współbracia przybyli po jego ciało w styczniu, okazało się, że mieszkańcy tej wioski im go nie wydali – tak oto ks. Jan Franciszek Régis doczekał się swojego kultu i sanktuarium na długo przed tym, jak został oficjalnie kanonizowany. Tak samo zresztą jak i tytułu, którym był odtąd nazywany - "wędrowiec Boga".