W teorii wszyscy jesteśmy świadkami Chrystusa. W praktyce bywa z tym różnie. Łatwo jest bowiem czytać i mówić o Bogu, trudniej swoje życie dopasować do tej nauki.
W teorii wszyscy jesteśmy świadkami Chrystusa. W praktyce bywa z tym różnie. Łatwo jest bowiem czytać i mówić o Bogu, trudniej swoje życie dopasować do tej nauki. Przekonał się zresztą o tym nasz dzisiejszy patron, Michał Kozal, syn zarządcy folwarku z Wielkopolski, gdy tylko podjął naukę w seminarium poznańskim. Po trzyletnim teoretycznym przygotowaniu jako alumn został bowiem wysłany na kurs praktyczny do seminarium gnieźnieńskiego. Oczywiście te terminy odnoszą się do pewnego typu formacji seminaryjnej, ale gdy patrzy się na całe życie Michała Kozala, trudno oprzeć się wrażeniu, że historia dopisała do nich zupełnie nowe znaczenie w kontekście bycia przez niego uczniem Chrystusa. Oto kursem teoretycznym, zdobywaniem niezbędnej wiedzy i odkrywaniem drogi, na której wypełni się życiowe powołanie, można nazwać w życiu Michała Kozala to wszystko, co działo się między rokiem 1918 a 1939. Zostaje wyświęcony na kapłana, jest wikariuszem w różnych parafiach. Wszędzie gdzie pracuje, daje się zapamiętać jako wyrozumiały, uczynny i miłosierny wobec wiernych. Dużo czasu poświęca modlitwie, posłudze w konfesjonale i katechezie. Nieustannie się dokształca. Zostaje mianowany najpierw ojcem duchownym, a następnie rektorem w swoim dawnym seminarium w Gnieźnie. W przededniu wybuchu II wojny światowej Pius XI mianuje go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej. I w tym momencie można powiedzieć, że czas na naukę jak być uczniem Chrystusa dobiega końca. Zaczyna się natomiast trwający 4 lata okres dawania świadectwa, swoisty kurs praktyczny. Biskup Michał Kozal nie opuszcza bowiem swojej diecezji we wrześniu 1939 roku. Wręcz przeciwnie, swoją postawą staje się wzorem zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. Aresztowany i więziony umacnia zarówno alumnów seminarium, jak i kapłanów. Jako więzień obozu w Dachau pracuje ponad siły, dzieli się swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi, niesie posługę duchową chorym i umierającym. W końcu w styczniu 1943 roku jego organizm przegrywa walkę z tyfusem. 26 stycznia zostaje uśmiercony zastrzykiem z fenolu, ale… zwycięża. Jak bowiem można inaczej nazwać to, że numer obozowy 24544, czyli biskup Michał Kozal, jest dzisiaj wspominany jako błogosławiony, czyli szczęśliwy. Bo to co mówił, stało się jednocześnie tym, czemu dał świadectwo życiem.