Pielgrzymka to wędrówka wierzącego do miejsca uświęconego przez objawienie się Boga.
Tam pozostawił On swój ślad i przez niego przyciąga ludzi ku sobie. Podążanie w tamtym kierunku pomaga uzmysłowić sobie, że życie ludzkie jest pełne takich Bożych śladów. Tym sposobem „według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy”.
Pielgrzymowanie zakłada trud. Znam osoby, które ten trud podejmują co roku. „Ja już dwudziesty piąty raz wyruszam” – pochwalił się pan Tadeusz, strażnik mienia jednej z warszawskich parafii. Nieraz z podziwem obserwowałem otyłych panów czy niepełnosprawne staruszki, dzielnie pokonujących ból i zniechęcenie, słabość i omdlenia… Byle dojść do Pana Jezusa, hołd złożyć Najświętszej Panience, powierzyć sprawy rodzinne świętemu Józefowi… Przykuł moją uwagę pewien bosman w mundurze, prawdziwy wilk morski, typ szorstki i nieprzystosowany. Czasem zaklął siarczyście, kogoś zbeształ, po czym chwytał za głośnik, by nieść na grzbiecie dodatkowe dziesięć kilogramów. Na górce przeprośnej hojnie rozdawał swoje „przepraszam, bracie”, „wybacz mi, siostro”. „Ma swoje rachunki do wyrównania z Panem Bogiem” – usłyszałem.
Czasem ktoś udaje się w inny rodzaj pielgrzymowania, bez butów i plecaka, przez Nowennę Pompejańską w czyjejś intencji: by córka wzięła ślub, by wnuk się nawrócił, by małżonka pokonała raka... Pewien rolnik z Rzeszowskiego podjął jeszcze inne pielgrzymowanie. Chciał podziękować Najświętszej Panience za uratowanie od wódki. Zapisał się na studia teologiczne e-learningowe. Długa trasa, sześć rocznych etapów, cel: sanktuarium Bożej mądrości. I pokory. Bo człowiek nigdy nie powinien zbytnio ufać samemu sobie.
Życie jest pielgrzymowaniem, wiara domaga się ruszenia z miejsca. Dopóki żyjemy w ciele, będzie nam wciąż do Boga daleko. Pielgrzymowanie w pojedynkę jest trudne. Nieraz ktoś je podejmuje na jednym z samotnych szlaków do Santiago de Compostela. Bohater „Prostej historii” Alvin Straight postanowił też wyruszyć samotnie, pokonując swym powolnym traktorkiem do ścinania trawy setki kilometrów, by pojednać się ze swym chorym bratem jeszcze za życia. Inny starszy człowiek, diakon John z USA, wyruszył z Władywostoku pieszo przez Syberię i Turcję do Ziemi Świętej. Miał specjalne buty, podbite oponą samochodową, by wytrzymały trud wędrowania. Nie wystarczy tylko wyruszyć, by wierzyć. Potrzeba też solidnych butów. Św. Paweł nazywał je „obuciem nóg w gotowość głoszenia Ewangelii”. Wielu świętych udawało się w dalekie pielgrzymki, by przez całe życie utrzymywać się w stanie duchowej wędrówki. Żydzi, co roku udający się w podróż do Świętego Miasta, uważają, że nie ujrzy Jerozolimy niebieskiej ten, kto wcześniej nie dotarł do tej ziemskiej. Życie ludzkie jest pielgrzymowaniem albo gniciem. Nie wolno nam zapomnieć, że kiedyś „wszyscy musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa”. •