Dziś wspominamy św. Ritę, orędowniczkę w sprawach beznadziejnych. - Jej popularność bardzo, bardzo wzrasta - mówi s. Dorota Kowalewska, augustianka, prowadząca stronę internetową i bliźniaczą grupę fejsbukową Ogród św. Rity.
Jarosław Dudała: W Ogrodzie św. Rity na Facebooku można znaleźć takie świadectwo: "Dwa tygodnie temu urodził się mój wnusio Miecio. Urodził się martwy, był reanimowany przez pół godziny. Prosiłam Was [członków grupy] o modlitwę w intencji jego życia i zdrowia. Dziś płaczę ze szczęścia i dzielę się z Wami kolejnym cudem Boga za przyczyną św. Rity. Na początku lekarze nie dawali praktycznie szans na jego życie, a jeżeli już, to mówili, że będzie rośliną. Zaczęliśmy się modlić, Was poprosiłam o modlitwę, podałam do szpitala córce obrazek z relikwiami św. Rity i olejek. Córka na drugi dzień po urodzeniu, położyła obrazek przy Mieciu i posmarowała mu rączkę olejkiem. Na drugi dzień prowadząca pani doktor przyszła do córki i powiedziała, że wszyscy są zaskoczeni, że stan Miecia tak szybko zaczął się poprawiać. Zaczęły mu pracować nerki. Moja córka tego dnia, kiedy była na OIOM u synka, wysmarowała go niemal całego olejkiem. Modliliśmy się dalej. Po tygodniu odłączono go od respiratora, tlen dostawał tylko przez maseczkę. EEG wykazało, że lewa półkula mózgu pracuje doskonale, prawa dużo gorzej. Po kilku dniach (...) miał wykonany rezonans mózgu. Dziś dostaliśmy wynik. NIE MA ŻADNYCH ZMIAN W MÓZGU!!! Miecio sam ssie od tygodnia pierś. Jeszcze trochę zostanie w szpitalu, ale to jest cud. Prawdziwy cud. Po raz kolejny. Jestem tak wdzięczna św. Ricie i Wam wszystkim.(...) Bóg jest wielki!"
Mocne to...
S. Dorota Kowalewska: Takie cuda się dzieją. Doświadczamy ich często. Nie zawsze. Ale często ludzie piszą, że ta modlitwa wspólna kilkunastu tysięcy ludzi z tej grupy pomogła.
Św. Rita jest patronką od spraw beznadziejnych. Pewnie dlatego kojarzy się z różnymi cudami. Znana jest historia o tym, jak Pan Bóg sprawił, że róże zakwitły dla niej w zimie.
Wiadomo, że dla Boga nie ma spraw beznadziejnych. Kiedy przychodzi kres naszych możliwości, św. Rita znajduje wyjście. Bywa też, że problem - np. choroba - zostaje, ale ona uczy radzić sobie z nim. To też jest ważne. Wielu ludzi pisze, że czuje jej obecność, jej prowadzenie. A ona prowadzi do Jezusa. Nie koncentruje innych na sobie. Nie zostawiła po sobie żadnych dzieł, żadnego zapisanego słowa. Więcej o nie wiemy, niż wiemy...
To mocna postać. Mocna przez swoje posłuszeństwo. Była do granic - a nawet poza granice - rozsądku posłuszna.
Na przykład?
Jest taka legenda, która przedstawia jej posłuszeństwo: w klasztorze kazano jej podlewać suchy badyl. Nie miał szansy, by zakwitnąć. Wiedziała, że to nie ma kompletnie sensu, ale posłusznie go podlewała. I z tego badylka wyrosła winorośl, która do dziś rośnie w klasztorze w Cascia.
Posłuszna była także wtedy, gdy siostry trzy razy odmawiały jej przyjęcia do klasztoru. Odchodziła więc do furty. Modliła się. A w czasie tej modlitwy trzech świętych (Augustyn, Jan Chrzciciel i Mikołaj z Tolentino) zaniosło ją do klasztoru - siostry znalazły ją rano w oratorium.
Myślę, że jest tak bliska nam, zwykłym ludziom, bo - tak jak my - miała problemy rodzinne. Jej mąż był gwałtownikiem, zdradzał ją...
Bzdura! On ją bardzo kochał! I ona jego też! Nie bił jej, nie zdradzał.
Oberwało mu się trochę przypadkiem: był członkiem jednego ze zwalczających się (mieczem) stronnictw politycznych. Stał po stronie gibellinów walczących z gwelfami. Wybijali się wzajemnie. To był przełom XIV i XV w. Panowało wówczas prawo wendetty: jeśli ktoś z rodziny zostanie zabity, to jego bliscy mają obowiązek się zemścić. Jej mąż rzeczywiście brał udział w takich walkach. Ale nie zostało potwierdzone, żeby był brutalny wobec żony. Takie mniemanie wzięło się z błędu w interpretacji inskrypcji, jaka znajdowała się na jej pierwszej trumnie. Widniało tam słowo: "gwałtowny". Odniesiono je do jej męża. Tymczasem w XX w. ponownie odczytano ten napis. Okazało się, że chodziło o to, iż doznawała gwałtownych cierpień z powodu stygmatu ciernia...
Nietypowego, bo znajdującego się tylko w jednym miejscu, na czole...
To chyba jedyny taki przypadek w historii.
Ten stygmat spowodował, że była bardzo samotna. On strasznie śmierdział. Nie dało się z nią wytrzymać w jednym pomieszczeniu. Siedziała więc sama w swojej celi. Nie mogła wychodzić. Nawet na pielgrzymkę do Rzymu siostry nie chciały jej wziąć ze sobą. Przełożona powiedziała, że pójdzie, jeśli da się coś zrobić z tym stygmatem. I on się wtedy zagoił. Na czas tej jednej pielgrzymki. Po powrocie otworzył się znowu.
Myślę, że ludzie mogą się odnaleźć w św. Ricie, ponieważ ona doświadczyła życia we wszystkich stanach: była młodą dziewczyną, żoną, matką, wdową, pochowała swoje dzieci, potem wstąpiła do klasztoru augustianek. Dzięki temu każdy może się czuć przez nią rozumiany.
Prowadzenie internetowego Ogrodu św. Rity to chyba nic trudnego. Bo św. Rita jej bardzo popularna...
Na początku nie było tego widać. (śmiech) Na stronę wchodziło kilka, może kilkadziesiąt osób dziennie. Po dwóch miesiącach założyłyśmy jeszcze Facebooka, ale i tak strony te nie miały większego oddziaływania. Pamiętam, to był maj. Zastanawiałyśmy się, czy zrobić jakąś szczególną modlitwę: może trzydniowe nabożeństw za chorych albo nowennę? Zdecydowałyśmy się na nowennę - pierwszą polską nowennę do św. Rity - w wersji z 1902 r.
Nie wiem, jak to się stało... Pamiętam tylko taką swoją modlitwę - rozmowę ze św. Ritą. Powiedziałam jej, że jeśli to nie pomoże, jeśli ludzie nie zaczną na tę stronę liczniej zaglądać, to ją zamkniemy. Bo po co mamy prowadzić coś, co odwiedza kilka osób?
Pierwszego dnia po ogłoszeniu nowenny miałyśmy ponad 2 tysiące wejść na stronę. Następnego - 4 tysiące. Pełną nowennę odmówiło z nami 7 tysięcy osób. To był dla mnie wielki szok.
Teraz na tę stronę wchodzi bardzo dużo ludzi. Zostawiają kilkadziesiąt intencji dziennie. Ponad 300 róż modli się w tych intencjach. Tysiące lajków... To dużo, jak na stronę, która nie jest reklamowana.
Popularność św. Rity bardzo, bardzo wzrasta.
Ogród św. Rity znajdziesz TUTAJ i na Facebooku: grupa oraz fanpage
Obraz św. Rity w krakowskiej parafii św. Katarzyny HENRYK PRZONDZIONO /foto gość