W swoim czasie zastanawiałem się, kim w życiu chcę być. Zacząłem sobie zadawać pytania o powołanie.
Sprawa to konieczna – odkryć, czy ożenić się, czy pójść do seminarium, czy może jakąś inną formę życia przygotował Pan Bóg... Z moich rozterek wybawił mnie pewien ksiądz z Francji, któremu miałem pokazać polskie zabytki. W pewnym momencie odsłoniłem przed nim mój dylemat. „To jest drugorzędne, czy będziesz księdzem, czy ojcem rodziny – powiedział. – Najważniejsze, abyś stał się uczniem Chrystusa”. Nieoczekiwane światło uwolniło mnie od nerwowego szukania recepty na życie. A więc bycie chrześcijaninem jest powołaniem. Chrystusowe „pójdź za mną” nie było przeznaczone w pierwszym rzędzie dla kleryka czy zakonnicy, lecz dla ucznia Pana. Z tego dopiero wynikają „wykonywane posługi”.
To jest pierwotne powołanie. Nikt nie stanie się chrześcijaninem, bo tego chce. Musi zadziałać moc słowa Chrystusowego. Jednego razu przyszedł do Jezusa ktoś, kto chciał za Nim chodzić. Jezus mu na to odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Łk 9,58). I więcej o tym człowieku Ewangelia już nie wspomina. Nikt nie może pójść po śladach Mistrza z Nazaretu, jeśli nie zostanie mu to dane. Przekonał się o tym Piotr, gdy pytał Jezusa o cel Jego misji: „Panie, dokąd idziesz?”. I usłyszał: „Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz”. A Piotr dalej swoje: „Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą?” (J 13,36). Nie rozumiał tego, co usłyszał od Jezusa: „później”, „gdy się zestarzejesz”. Oznaczało to łaskę, którą Piotr miał otrzymać po śmierci i zmartwychwstaniu Pana, gdy Jezus objawi się w nim i w pozostałych uczniach jako zwycięstwo nad grzechem i lękiem oraz moc kochania Boga i drugiego człowieka, o jakiej pierwszy z apostołów nie miał początkowo zielonego pojęcia. Chrystus nie woła nas do błahych rzeczy. Propozycja, jaką kładzie na stół, jest imponująca: „Aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa”. Gdy przed 40 laty Jan Paweł II pytał młodych ludzi przed kościołem św. Anny w Warszawie o miarę człowieczeństwa, wielu myślało: pewnie chodzi o dyplom akademicki, wykazanie się na polu zawodowym lub rodzinnym. Wówczas Ojciec Święty powiedział: „Trzeba, aby tutaj, w tym miejscu, rodzili się prawdziwi synowie i córki Boże. Boga poznać po tym, że wprowadza nas w projekty, które absolutnie przekraczają nasze możliwości i wyobrażenia. A do czegoś takiego można podchodzić jedynie „z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości”. •