Poganin Korneliusz dokonał przed Piotrem proskynezy, czyli upadł na twarz. Uczynił gest, jaki w tamtej kulturze oznaczał oddanie czci boskiej. W swoim zrozumieniu miał ku temu powody.
Zanim do jego domu przyszedł Piotr, „ujrzał wyraźnie w widzeniu anioła Pańskiego, który wszedł do niego i powiedział: »Korneliuszu!«. On zaś wpatrując się w niego z lękiem zapytał: »Co, Panie?«. Odpowiedział mu: »Modlitwy twoje i jałmużny stały się ofiarą, która przypomniała ciebie Bogu. A teraz poślij ludzi do Jafy i sprowadź niejakiego Szymona, zwanego Piotrem«”. I oto tenże Piotr wchodzi do jego domu. Z ludzkiej perspektywy trudno się dziwić reakcji setnika Korneliusza, rzymskiego żołnierza, dowódcy kohorty zwanej Italską. Doświadczył spotkania z tym, co nadzwyczajne, po prostu boskie.
Korneliusz był nie tylko poganinem, ale też „bojącym się Boga”. Theofobumenoi – tak ich nazywano. Byli zafascynowani religią Izraela. Nie mogli stać się pełnoprawnymi członkami tej religii, bo była ona zarezerwowana jedynie dla synów Izraela. Archeologiczne znaleziska z I w. pokazują, że tacy sympatycy tej religii żyli nawet na dworze cesarskim. Byli wśród nich prozelici, którzy zachowywali więcej przepisów niż theofobumenoi. Wszyscy oni podzielali wiarę, że nie ma olimpijskich bogów, a jest jeden Bóg, który objawił swe prawa ludziom. Jednym z nich był Korneliusz. To dlatego w jego domu było łatwiej Piotrowi mówić o zmartwychwstałym Chrystusie, którego zapowiadał Stary Testament.
W dziele ewangelizacji pogan w dobie pierwszego pokolenia uczniów Chrystusa zarówno prozelici, jak i bojący się Boga byli tymi, którzy jako pierwsi lgnęli do nowej religii. Oni, podobnie jak Korneliusz, musieli wyzbyć się dawnych pogańskich przyzwyczajeń i zrozumieć, że ewangelizatorzy nie są bożkami, ale sługami nowej nauki, rodzącego się Kościoła, gdzie Bóg działa z wielką mocą. Piotr naucza ich, że to, czego na krzyżu dokonał Pan Jezus, obejmuje swymi skutkami nie tylko Izraelitów czy prozelitów, czy bojących się Boga, ale każdego człowieka. •